niedziela, 13 lipca 2008

O uzależnieniu

... od telefonu komórkowego i internetu.

Internet mam, na zmianę z bratem podłączam komputer do gniazdka od ISP, więc jakoś daję radę. Nawet się cieszę, że nie mam go 24/24, bo dzięki temu mogę robić coś innego niż siedzieć przed komputerem.

W piątek na koncercie zamokła (jak zresztą cały ja) moja ukochana komórka (Nokia 3310). 5 lipca obchodziła szóste urodziny. Dzielnie wytrzymywała wszystko - łącznie z kąpielą w morzu w Bretanii, a także wszystkie upadki (najczęściej po pijaku). Wydawała się niezniszczalna. Z nowym oryginalnym akumulatorkiem od Nokii 3510 działała pięknie.
Niestety, po tym zamoknięciu przestała wykrywać sieć. Minęły prawie dwa dni i nie przeszło jej to. Dzisiaj próbowałem ją reanimować (potrząsając i bijąc dłonią). Efekt jest taki, że wyświetlacz nie działa. Diody się świecą, kod PIN "na ślepo" wprowadzam i działa (kiedy wprowadzę błędny - słychać piknięcie). Ogólnie dupa.
Mam jeszcze telefon z Francji w sieci Orange. Oczywiście również Nokia - model 1600, ale mam niezłamany SIMLOCK (a jest jeszcze na gwarancji). Niegłupim rozwiązaniem wydawałoby się (jeśli polska karta Orange działa), kupienie pakietu startowego Orange PL, ale na karcie SIMPLUS mam jeszcze ponad 40 zł, które po 26 września bym stracił. Bez sensu.

Nie chcę też kupować nowego telefonu w Polsce (bo są droższe niż we Francji) na dwa miesiące. Na razie nie widzę sensownego rozwiązania tej sytuacji. Może ktoś ma jakieś propozycje?

Aha, ale miało być o uzależnieniu.
Nie wyobrażam (tzn. wyobrażam, ale jest to nierealne) sobie dwóch miesięcy bez telefonu. Zresztą, co ja będę tłumaczył - sami wiecie jak jest bez telefonu.

Ale aż tak źle ze mną nie jest

Brak komentarzy: