poniedziałek, 30 marca 2009

Głupi dzięcioł

Idę do pracy. Przechodzę koło domu Fondation suisse i słyszę coś jakby dzięcioł. Częstotliwość uderzeń odpowiada, ale nie ten dźwięk. Rozglądam się po drzewach, nic nie widzę. Przechodzę dalej, patrzę w górę. Rozglądam się i chyba widzę. Siedzi takie małe głupie nieszczęście na antenie telewizyjnej i wali dziobem w plastikową puszkę z elektroniką.


3 kwietnia
EDIT: Podobno ten dzięcioł wcale nie taki głupi. Ponieważ nie potrafi śpiewać jak inne ptaki, a samicę trzeba jakoś przywołać, więc wali w puste pudełko że hej. Podobno działa (gdyby nie działało, to pewnie by już dzięciołów na świecie nie było).

czwartek, 26 marca 2009

niedziela, 22 marca 2009

Powitanie wiosny

Nadal akumulatorki nie doszły, więc nie mogłem robić zdjęć. Wkurza już mnie ta sytuacja :/
W ten weekend byłem sprytniejszy. Wiedziałem, że w sobotę ma być jeszcze ładnie, a w niedzielę już nie, więc odpuściłem sobie sobotnie zakupy, wstałem o 7h00, zaplanowałem trasę i o 9h30 byłem już z rowerem na stacji RER-a B w kierunku St Remy Les Chevreuse. Stamtąd udałem się tak jak pokazuje mapa.

Dojechałem do Rambouillet - miasta, w którym mieszka Thierry, z którym pracuję w Nathanie. Kiedy dojechałem do tej miejscowości, rozglądałem się po ulicach (raczej nie wierząc, że mogę go spotkać). W sobotę rano był targ i na ulicach było dużo ludzi. Pojechałem do parku pałacowego, poleżałem na ławce, zjadłem czekolady kawałek, a potem ruszyłem dalej. Jadę i jadę i nagle widzę po lewej stronie, w odległości mniej więcej 200 metrów białowłosego pana i panią uprawiających jogging. Skręciłem za nimi, podjeżdżam na odległość 30 metrów i kogo widzę? Thierry we własnej osobie z własną żoną. No naprawdę, świat jest mały. Ale takie zbiegi okoliczności też są niesamowite. Gdybym nie jadł na ławce czekolady, albo gdybym dłużej leżał na ławce, to bym ich nie spotkał.

Z Rambouillet do Paryża wróciłem pociągiem. Rowerowanie zakończyłem z wynikiem 45 km na liczniku. W sumie, w 2009 roku przejechałem 430 km.

A w akademiku szybka ustawka na piknik w parku Montsouris. O 17h00 byliśmy (tzn. Aga, Bo' i ja) gotowi. Rozłożyliśmy się na karimatach i kocu w parku.Potem jeszcze ściągnęliśmy do nas Śledzia. (- Dziabnąć Śledzia widelcem czy nie?)Ale o 19h00 park zamykają i wygonili nas.Postanowiliśmy kontynuować dobrze rozpoczęty wieczór. O 20h00 u mnie na wieczorze filmowym. Po filmie dobili do nas jeszcze Aga i Sebastian.I tak się zasiedzieliśmy do 3h00 :D

poniedziałek, 16 marca 2009

Maisons-Laffitte

W sobotę niezbyt pogoda dopisała, ale normę trzeba było wyrobić (już nie pamiętam, ale w sumie miałem chyba na liczniku 54 km).
Z samego rana pojechałem do Villejuif zrobić zakupy w Carrefourze (przede wszystkim zapasy na wieczór;). Potem wróciłem, ledwo to wszystko dotaszczyłem (wózek z zakupami i karton z butelkami;))
Szybko spakowałem sakwę, ubrałem się na rower i pojechałem pod Universite Paris-Dauphine, gdzie miałem zjeść śniadanie z Bo'. Ale gość nie zrobił im przerwy, więc tylko szybko pogadaliśmy przed budynkiem uczelni, a potem każde z nas poszło w swoją stronę (Bo' na wykłady, a ja La Defense rowerkiem przez Lasek Buloński).
Na La Defense sprowadziłem rower wiele metrów pod ziemię, wsiadłem do RER-a A i pojechałem do Maisons-Laffitte. Tutaj wysiadłem i ruszyłem wzdłuż Sekwany (z biegiem rzeki, czyli
początkowo na północ).
Potwór z Sekwany
Sobotnia trasa

Profil trasy

A w niedzielę już była piękna, słoneczna pogoda, ale cóż... Obudziłem się dopiero ok. 12h30, a potem popołudnie spędziłem z Bo' na pogotowiu :]

piątek, 13 marca 2009

W pracy

Katalogu jeszcze nie skończyłem, mam kilka nowych okładek do odświeżenia, a dodatkowo dostałem całe dossier z logo do zrobienia (30 albo 40 sztuk). Nie muszą to być super poważne logotypy, ale jednak trochę trzeba pogłówkować.
Zacząłem od fikcyjnej firmy Transport Express 83. Chciałem zrobić ładny samochód. Pewnie bym zrobił, ale czas goni i w końcu musiałem dziabnąć coś prostszego. A autko, które wzorowałem na iveco wygląda tak (niedokończona, zawieszona praca).

niedziela, 8 marca 2009

Znów na rowerze - Dourdan

W sobotę zrobiłem 37 km po Paryżu. Głównie dla zdjęć. Przyjemność średnia była z jeżdżenia wśród samochodów w mieście.
Ale w niedzielę pojechałem daaaleko za miasto, mimo że pogoda od samego rana nie była świetna. Zanim dojechałem na stację RER-a w Paryżu, to już byłem mokry. W pociągu się osuszyłem, ale w miasteczku, do którego przyjechałem nadal padało. Ta miejscowość zwie się Dourdan - prowincjonalnego miasteczka ze średniowiecznymi zabytkami. Niestety, akumulatorki odmówiły zupełnie współpracy, więc nie mam ani jednego zdjęcia :/ Ale brat mi ma przysłać pocztą z Polski. Będę musiał jeszcze raz tam jechać.
W niedzielę zrobiłem 50 km (w parku koło akademika zaokrągliłem do 50:).

Trasa


Profil

niedziela, 1 marca 2009

Niedziela na rowerze

Miałem nadzieję, że niedziela będzie tak pogodna jak sobota. Niestety nie była, ale rowerem i tak przejechałem dzisiaj 67 km.

Znów pojechałem RER-em do St Remy Les Chevreuse (ale niestety trochę przekombinowałem i sporo czasu spędziłem w pociągach).

Widok na chateau de la Madelaine (ten zamek, którego nie zwiedziłem kilka tygodni temu)Zachowana wieża mieszkalna zamku
Przejazd (a właściwie przeprowadzanie roweru) przez skróty nie zawsze pozwala zaoszczędzić czas
Udało mi się dokładnie zrekonstruować (a myślałem, że to będzie niemożliwe) przebieg dzisiejszej trasy.

A tutaj jest profil wysokościowy, całkiem całkiem.

Nocne zdjęcia i "Gran Torino"

Sobota była leniwa. Obudziłem się o 12h00, jeszcze przez godzinę odpoczywałem;), a potem poszedłem z Julią na zakupy do Lidla. Potem zadzwoniłem do domu, to znów godzinka zleciała, potem jeszcze na Skypie z Sylwią, no i tak się wieczór zrobił. A szkoda, bo sobota, tak jak przewidywania mówiły, była bardzo ciepła i słoneczna (około 15 stopni, prawdopodobnie nawet więcej).
Wieczorem jeszcze skoczyłem do Decathlonu, a stamtąd (Decathlon koło Biblioteki Narodowej) poszedłem na Chatelet, gdzie chciałem iść na nowy film Clinta Eastwooda Gran Torino.

Kiedy tak szedłem nocą przez miasto z aparatem, znów poczułem się jak dwudziestotrzyletni Stanisław K., włóczący się nocą po Paryżu i robiący zdjęcia (zresztą, aparat nadal mam ten sam). Jak ten czas leci.
Las w środku miasta. Widoczne dwie wschodnie wieże Biblioteki Narodowej.
Ścieżka rowerowa na moście Bercy
Pont de Charles de Gaulle (między Gare de Lyon a Gare d'Austerlitz)
Bastylia
O filmie napiszę tylko tyle, że główny bohater nazywa się Walt Kowalski (już z tego jednego powodu warto zobaczyć), a po seansie sala nagrodziła oklaskami film (owacja, ale nie na stojąco). Jednym słowem - POLECAM!