wtorek, 29 lipca 2008

Rozkręcamy się

Wczoraj zbliżyłem się do dystansu dziennego 60 km (w trzech etapach, zabrakło 2200 m). Jechałem trasą: Poznań -> Morasko -> Radojewo -> Biedrusko -> Bolechowo -> Owińska -> Czerwonak -> Poznań.

Widok z Radojewa w kierunku północnym

W lesie za Radojewem, na jakiejś kładce

Pałac w Owińskach

Zespół pocysterski w Owińskach
Jakaś flora w Owińskach (przyroda też ma fantazję)
Fort IVa w Poznaniu (przy ul. Lechickiej)
Zasłużona nagroda
Ilustracja dźwiękowa

środa, 23 lipca 2008

Plan na 3 sierpnia

Czekam na zgłoszenia.

Więcej informacji tutaj.

Wyjazd o 8:05 z dworca Poznań Garbary. O 8.23 wysiadamy w Biskupicach Wlkp. i zaczynamy kręcić. Trasa wiedzie przez Puszczę Zielonkę, wzdłuż jezior. Większość drogi pokonamy trasą R-2 (fioletowa).
Poznań Garbary (PKP) -> Biskupice -> Kowalskie -> Kołatka -> Tuczno -> Pławno -> Kamińsko -> Trzaskowo -> Bolechowo -> Biedrusko -> Radojewo -> Poznań.


____________________________________________________________
Dystans dzienny: 43 km
Zabrakło 500 m, żeby przekroczyć 150 km dystansu całkowitego:]

Droga z Pawłowic do Złotnik


wtorek, 22 lipca 2008

Wielkopolskie drogi III

Dystans dzienny: 38,5 km (11 km rano + reszta wieczorem).
Prędkość maksymalna: 42 km/h.




Chłopiec z kukurydzy

Wielkopolskie drogi

"Cieniasy"

Stan licznika po 4 dniach jeżdżenia

Nowe sporty w Poznaniu - nordic walking

Misiek z ptaśkiem na stacji trafo

poniedziałek, 21 lipca 2008

Mapa vs. atlas

Spędziłem dzisiaj sporo czasu na poszukiwaniach dość dokładnej mapy (ewentualnie atlasu) Wielkopolski.

MAPA:
+ ciężar,
+ cena (jednorazowa, około 6-7 zł),
- dokładność (zależy oczywiście od skali).

ATLAS:
+ dokładność,
+ poręczność (otwiera się strony, a nie kombinuje z płachtą),
+ więcej informacji (często),
- cena (chociaż w sumie to za atlas Wielkopolski zapłaciłbym 33 złote; za 33 złote kupiłbym raptem około 5 map),
- ciężar (niestety, ale dużo większy od ciężaru mapy).

Ostatecznie kupiłem mapę, ale nie Wielkopolski, tylko Puszczy Zielonki (mapa turystyczna, skala 1:65000). Wróciłem do domu i zacząłem planować jakąś wycieczkę do tejże puszczy (razem ze stroną MapMyRide). Zakładam, że maksymalnie jestem w stanie przejechać tylko 40 km (żeby nie zmasakrować kolana). Niestety, ponieważ puszcza jest po drugiej stronie Warty, żadna tras nie ma mniej niż 40 km (żadna trasa, która pozwala zwiedzić trochę tej puszczy). Chyba na razie pozostaje zachodni brzeg Warty (trasa czerwona). Coś mi się wydaje, że jednak muszę opracować trasę od Obornik do Poznania (do Obornik pociągiem, a potem wzdłuż Warty). Jedyne co mnie martwi, to przejazd przez tereny wojska (poligon). Nie wiem czy jest to możliwe. W weekendy chyba tak. Ostatecznie można pomyśleć o trasie wzdłuż lewego brzegu rzeki (trasa zielona).

Dystans pokonany dzisiaj po mieście: 34 km

niedziela, 20 lipca 2008

Fauna i flora i trochę smutno

W sobotę rano zorientowałem się, że mam zwierzątko. Zupełnie własne. Związane ze mną więzami krwi. Wolałbym mieć psa, ale to zwierzątko ma tę zaletę, że nie trzeba go wyprowadzać na spacer. Już go nie mam. Poszedłem do izby przyjęć do szpitala, lekarz włożył mi kawałek drewna między zęby, przywiązał paskami ręce do brzegów kozetki, wziął pęsetę (taką płaską, boczną) i go wyrwał. Nawet na pamiątkę mi nie dał:/

Potem pojechałem na działkę. Dzień minął pod patronatem odchwaszczania i kiszenia ogórków.

Ślimaki też są obecne i bardzo aktywne.


A to w mieście. Kwietnik przed blokiem. Róża dla wszystkich Pań, które tutaj zaglądają.

A to już niedziela. Na klatkoskiej

I już na koniec. Zdjęcie zatytułowane Duch Polski, czyli polska codzienność - bazarek ze skarpetami, warzywami i kościół w tle.

czwartek, 17 lipca 2008

Wielkopolskie drogi II

Kupiłem dzisiaj licznik rowerowy. Zamontowałem. Musiałem wypróbować. I wypróbowałem. Jeździłem trochę ponad dwie godziny.
Dystans: 22,77 km
Prędkość max.: 33,6 km/h
Prędkość średnia: 14,2 km/h
Czas jazdy (czyli kręcenia): 1h36

Zaczynamy!

Pisałem w marcu, że pojeździłbym rowerem po pewnej drodze (archiwum). Byłem tam dziś. Nic się nie zmieniło.

Niedaleko tego miejsca wypatrzyłem dwa żurawie. Udało mi się zrobić im zdjęcie, ale nie dałem rady zbliżyć się wystarczająco, aby nie używać zoomu cyfrowego (więc zdjęcie jest jakie jest). Przy okazji: święty Mikołaju, jeśli czytasz ten blog, to widzisz to zdjęcie - to dowód na to, że potrzebuję cyfrową lustrzankę z zoomem z prawdziwego zdarzenia. Zadowolę się jakimś Canonem EOS-em;)
Tapeta 1 - Dawno temu w trawie

Tapeta 2 - Dla kamieniarza
Tapeta 3 - Dla entomologa (czy ktoś wie co to za motyl?)

Tapeta 4 - Jesień idzie

Chcesz się ze mną przejechać?


Polecimy nad makami...


Ulica Piołunowa w Radojewie. Wieść gminna niesie, że tą drogą przechadzał się Napoleon Bonaparte, kiedy szedł na Moskwę. Podobno szukał tu terenu dogodnego do wydania bitwy.

Tapeta 5 - Dla drwala
PS Jeśli ktoś rzeczywiście chciałby której ze zdjęć w większym rozmiarze na tapetę, to proszę się nie krępować i pisać.

_________________________________________________________
Pora na sprawy mniej przyjemne. Kilkadziesiąt metrów od miejsca, w którym zrobiłem pierwsze zdjęcie, polactwo nielegalnie wyrzuca śmieci - także zawierający azbest eternit. Czy podejście ludzi do środowiska kiedyś się zmieni? W domu, na podwórku nienaganna czystość i porzundek, ale śmieci to do rowu lub lasu wywożą. Wstyd!

Jestem (byłem?) wędkarzem. Rozumiem, że wędkarz zabiera sporo rzeczy ze sobą nad rzekę (tutaj brzeg Warty). Ale jeśli jedzie z butelkami pełnymi, to czy to jest taki dla niego problem, aby te butelki (już puste) zabrać ze sobą z powrotem? Nie rozumiem.

Tutaj tylko apel. Nie znam przyczyn tego pożaru. Nie wyrzucajcie szkła do lasu, nie rzucajcie niedopałków gdzie popadnie!

środa, 16 lipca 2008

Przypadki...

a przynajmniej zbiegi okoliczności, które rządzą moim życiem.

Zacząć trzeba od tego, że zostałem poczęty przez przypadek - tzn. nie byłem dzieckiem planowanym. Nie szkodzi, jakoś się udało. Wczesnego dzieciństwa nie pamiętam dokładnie, ale podejrzewam, że w nim również spory udział miały przypadki.

Liceum
Kiedy zdawałem egzaminy wstępne do liceum (zaraz po podstawówce, przypominam, że gimnazjum wtedy jeszcze nie istniało), to chciałem iść do klasy z angielskim i niemieckim (angielskiego uczyłem się prywatnie, a niemiecki miałem w szkole podstawowej). Niestety, nie udało się dostać do tej klasy, do której chciałem. Dostałem się do klasy "D", ale przeniosłem się (a właściwie Brat mnie przeniósł) do klasy "A". W klasie "D" był francuski i niemiecki (o ile dobrze pamiętam), a w "A" francuski i angielski. W obydwu klasach języka Moliera uczyła Pani Grażyna K. (którą, jeśli tu przypadkiem trafi, serdecznie pozdrawiam); klasy "D" była również wychowawczynią. Zatem trafiłem (ja! który po francusku znał tylko /żetem ala foli/) do klasy z rozszerzonym francuskim (6h tygodniowo). Niestety, w owym czasie, to Francja wydawała mi się krajem tak odległym, że nawet nie wyobrażałem sobie, iż pewnego dnia tam pojadę. Dlatego też nie przykładałem się za bardzo do nauki tego języka. Trochę się zmieniło w połowie klasy maturalnej, kiedy stwierdziłem, że egzaminu pisemnego nie będę zdawał z matematyki, lecz z francuskiego. Zarówno egzamin ustny jak i pisemny (z małą pomocą koleżanek) zdałem na 4.

Studia
Ponieważ tutaj również wybrałem język francuski jako lektorat, trafiłem do grupy "K" (lepiej trafić nie mogłem:)). Spotkałem wspaniałe osoby - między innymi Edytę Z., która po drugim roku studiów wyjechała do Francji. Po roku, przez który utrzymywaliśmy cały czas kontakt, zaproponowała mi, abym przyjechał ją zastąpić w pracy. Od razu po przeczytaniu tego mejla wiedziałem, że chcę jechać. Pozostawało tylko powiedzieć o tym jakoś rodzinie i Pewnej Osobie.

Francja I
Pojechałem. Przez rok nauczyłem się właściwie francuskiego od początku (zaraz po przyjeździe nie rozumiałem nawet Bienvenue en France). Ale jak wiadomo, wszystko co dobre szybko się kończy. Tak samo ten roczny pobyt (a zwłaszcza ostatnie sześć miesięcy) zleciał jak z bicza strzelił. Powiedziałem sobie wtedy, że po skończonych studiach w Polsce wrócę tam.

Rok w Polsce, czwarty rok studiów
Wróciłem. Na początku trudno było mi się przyzwyczaić do polskiej rzeczywistości. Nadal zamierzałem wrócić do Francji dopiero po otrzymaniu dyplomu magistra. Ale przypadek sprawił, że poszedłem na Dzień Erasmusa organizowany przez UAM. Byli uczestnicy programu opowiadali o swoich przeżyciach. Kiedy wyszedłem z budynku, wiedziałem jedno - Chcę jechać! Po załatwieniu mnóstwa formalności, dostałem wiadomość, że się zakwalifikowałem. Jedyne co pozostało, to zaliczyć rok i nadrobić zaległości z trzeciego roku studiów (którego nie miałem zamkniętego przed pierwszym wyjazdem).
Ciężko pracowałem. Ostatnie egzaminy zdawałem 25 i 26 września 2007, a na 29 już miałem kupiony bilet do Paryża. Udało się. Pojechałem.

Francja II
Trafiłem na Master I (pierwszy rok studiów magisterskich). Ponieważ są to studia zawodowe (czyli praktyczne, przygotowujące do pracy), musiałem zaliczyć cały program jednego kierunku. Nie mogłem, jak mogą to erasmusi, wybierać sobie zajęć z różnych kierunków. Nie szkodzi. Wyszło mi to na zdrowie.
Kiedy w listopadzie odwiedziłem moją byłą Szefową, zapytała się mnie, czy chcę zostać na następny rok. Wtedy odpowiedziałem, że jeszcze nie wiem. Potem miałem wspaniały staż - dziewczyny, z którymi pracowałem również pytały się czy przyjdę w przyszłym roku na staż do nich. Wtedy zacząłem już poważnie o tym myśleć.
Na każdym semestrze erasmus musi dostarczyć uczelni macierzystej learning agreement. Mejlem wysłałem taki dokument do pani odpowiedzialnej za mojego mastera do podpisania. Odebrałem go osobiście i jeszcze tego samego dnia (21 maja) zaniosłem do Biura Współpracy Międzynarodowej na mojej francuskiej uczelni. Tutaj wdałem się w rozmowę z szefową owego biura. Powiedziałem jej, że chciałbym zostać itd. Wtedy ona powiedziała, że ma coś, co może mnie interesować - program stypendialny regionu Ile-de-France dla studentów zagranicznych. Termin oddania - 30 maja. Zostało bardzo mało czasu. W dodatku jeszcze dni wolne od pracy wtedy były w Polsce. Zadzwoniłem do Pani Koordynator z mojego macierzystego wydziału z prośbą o pomoc. Powiedziała mi, że się postara pomóc. I rzeczywiście - postarała się, za co jej pięknie dziękuję. Dokumenty odebrała moja Mama, zaniosła do tłumaczki, a potem mój Wujek je zeskanował i przysłał mi mejlem do Francji. Tutaj je wydrukowałem i dołączyłem do dossier z kandydaturą - w piątek rano, w dzień kiedy mijał termin. Odpowiedź miała być w czerwcu. Każdego dnia wstawałem i sprawdzałem pocztę elektroniczną. Nic. Po powrocie do Polski już o tym zapomniałem i przestałem sobie robić nadzieję, aż pewnego dnia dostałem informację,
że przeszedłem kolejny etap do stypendium i teraz muszę dostarczyć zaświadczenie o przyjęciu mnie na Master 2 we Francji. Znów mało czasu - muszę to dostarczyć do 31 lipca. A przecież musi najpierw do mnie dotrzeć list z tym zaświadczeniem z Francji. Uhhh. Trzymać kciuki!

Oprócz tego muszę również:
- zaliczyć 1 zajęcia z semestru zimowego (we FR),
- zdać egzamin z literatury najnowszej (w PL),
- napisać i obronić pracę magisterską (w PL).
Tutaj same kciuki nie wystarczą. Potrzebna jest mobilizacja i ciężka praca.

poniedziałek, 14 lipca 2008

Apricot

Po filmie Big Buck Bunny przyszedł czas na grę. Bohaterem jest jeden ze stworów występujących w tymże filmie (pisałem o filmie tutaj).

Więcej o grze tutaj. Do stworzenia gry autorzy wykorzystują darmową i otwartą aplikację Blender.

Strona projektu tutaj. Gra jest nie tylko darmowa, ale również udostępniona na zasadach Open Source (otwarty kod). Zatem możemy ją modyfikować (jeśli potrafimy).

W tej galerii możecie zobaczyć możliwości programu Blender.

Demo gry

Zdarzyło się wczoraj

Odszedł Wielki Polak i Patriota
Coraz mniej nam pozostaje żyjących autorytetów, coraz mniej osób, które dbają o sprawy Polski na świecie, coraz mniej idealistów, a więcej politykierów. Czy doczekamy się nowego pokolenia mężów stanu?

Wspomnienie Jacka Żakowskiego o Bronisławie Geremku.

Republika - Nie pytaj o Polskę
republika - Nie pytaj o Polske

"nie pytaj mnie
dlaczego jestem z nią
nie pytaj mnie
dlaczego z inną nie
nie pytaj mnie
dlaczego myślę że...
że nie ma dla mnie innych miejsc

nie pytaj mnie
co ciągle widzę w niej
nie pytaj mnie dlaczego w innej nie
nie pytaj mnie
dlaczego ciągle chce
zasypiać w niej i budzić się"

niedziela, 13 lipca 2008

Wielkopolskie drogi

... a na nich ja:]

Niebo było zachmurzone - musiałem poprawić;)


O uzależnieniu

... od telefonu komórkowego i internetu.

Internet mam, na zmianę z bratem podłączam komputer do gniazdka od ISP, więc jakoś daję radę. Nawet się cieszę, że nie mam go 24/24, bo dzięki temu mogę robić coś innego niż siedzieć przed komputerem.

W piątek na koncercie zamokła (jak zresztą cały ja) moja ukochana komórka (Nokia 3310). 5 lipca obchodziła szóste urodziny. Dzielnie wytrzymywała wszystko - łącznie z kąpielą w morzu w Bretanii, a także wszystkie upadki (najczęściej po pijaku). Wydawała się niezniszczalna. Z nowym oryginalnym akumulatorkiem od Nokii 3510 działała pięknie.
Niestety, po tym zamoknięciu przestała wykrywać sieć. Minęły prawie dwa dni i nie przeszło jej to. Dzisiaj próbowałem ją reanimować (potrząsając i bijąc dłonią). Efekt jest taki, że wyświetlacz nie działa. Diody się świecą, kod PIN "na ślepo" wprowadzam i działa (kiedy wprowadzę błędny - słychać piknięcie). Ogólnie dupa.
Mam jeszcze telefon z Francji w sieci Orange. Oczywiście również Nokia - model 1600, ale mam niezłamany SIMLOCK (a jest jeszcze na gwarancji). Niegłupim rozwiązaniem wydawałoby się (jeśli polska karta Orange działa), kupienie pakietu startowego Orange PL, ale na karcie SIMPLUS mam jeszcze ponad 40 zł, które po 26 września bym stracił. Bez sensu.

Nie chcę też kupować nowego telefonu w Polsce (bo są droższe niż we Francji) na dwa miesiące. Na razie nie widzę sensownego rozwiązania tej sytuacji. Może ktoś ma jakieś propozycje?

Aha, ale miało być o uzależnieniu.
Nie wyobrażam (tzn. wyobrażam, ale jest to nierealne) sobie dwóch miesięcy bez telefonu. Zresztą, co ja będę tłumaczył - sami wiecie jak jest bez telefonu.

Ale aż tak źle ze mną nie jest

Nelly Furtado w Poznaniu 2

Chcecie zobaczyć jednego z większych idiotów na świecie? Popatrzcie na zdjęcie z prawej strony (--->).
Dzisiaj Nelly Furtado wystąpiła ponownie. Tym razem stwierdziłem, że zabieram aparat. Nawet zapasowy zestaw akumulatorów naładowałem. Wszedłem na teren koncertu. Wyjmuję aparat, włączam, chcę zrobić zdjęcie, a tu pokazuje się monit: NO MEMORY CARD.
No żesz k.wa jasna! I w ten sposób nie ujrzycie żadnych zdjęć ani filmów przeze mnie zrobionych z tego koncertu na moim blogu.

A to filmik z powitania Nelly w Poznaniu


I'm like a bird (to z piątkowej rozgrzewki)


A to wczorajsza nawałnica

sobota, 12 lipca 2008

Wakacje z magisterką

Przed wyjazdem do Francji robiłem nagrania gwarowe w terenie (odpytywanie z kwestionariusza i wyciąganie informacji od informatorów - moja funkcja nazywa się eksplorator).

Teraz siedzę i transkrybuję (przelewam na papier, to co słyszę) te nagrania. Idzie jak krew z nosa. To nie jest takie oczywiste (zwłaszcza w dialekcie wielkopolskim) gdzie jest dźwięcznie, a gdzie bezdźwięcznie.

Po dokonaniu transkrypcji będę musiał opracować na jej podstawie słownik gwarowy (dwóch wsi właściwie - Kolebek i Leśnictwa). A potem dopisać do tego pracę badawczą. Całość będzie się składała na moją pracę magisterską. Na razie nie mam jeszcze tematu i nie mam pomysłu na tę pracę. A zostały mi dwa miesiące do terminu oddania. Masakra.

Próbka tego, co robię od kilku dni.

Nelly Furtado w Poznaniu

Kilka dni temu dowiedziałem się, że zobaczę i posłucham Nelly Furtado, która przyjechała na koncert Poznań dla Ziemi. Super. Zwłaszcza, że miałem wejściówkę za darmo (bilety 65, 95 lub 500 zł).
Przez cały dzień było bardzo gorąco. Pod wieczór (godz. 18.00) termometry na PeSTce wskazywały 29 st. C, a wilgotność powietrza była dużo ponad normę. Podejrzewałem, że będzie padało, więc zabrałem kurtkę (nie przeciwdeszczową).

Pojechałem na Maltę (tam była ustawiona scena). Z informacji zamieszczonej na stronie internetowej POSiR-u (Poznański Ośrodek Sportu i Rekreacji) wiedziałem, że nie wolno wnosić urządzeń służących do rejestracji audio-video - zatem nie zabrałem aparatu. Żałuję, bo to co się działo, przerosło moje oczekiwania.

O godzinie 20.00 wszedł na scenę support, czyli Patrycja Markowska z zespołem - cóż... czasem trzeba pocierpieć. Po 45 minutach skończyli i zaczęły się przygotowania do wejścia na scenę Nelly Furtado z zespołem. W tym czasie mniej więcej odnalazł mnie brat w sektorze. Czekamy więc. Nelly miała zacząć o 21.30. Prawdę mówiąc nie wiem dokładnie o której weszła, ale prawdopodonie była to ta godzina. Konferansjerką zajmował się Artur Orzech, ale Nelly wszedł zapowiedzieć na scenę prezydent Poznania - Ryszard Grobelny. Nawiasem mówiąc został wygwizdany.
W końcu weszła Nelly - zaśpiewała pierwszą piosenkę. Wiara się rozruszała. Przywitała się z publicznością. Słowem - koncert zapowiadał się bardzo dobrze. Ale niestety, na horyzoncie zaczęły się zbierać czarne chmury - i to dosłownie. Z zachodu nadciągały granatowo-czarne chmury burzowe. Ale Nelly śpiewała, tancerze tańczyli. Zaczęły spadać pierwsze krople, zaczęło padać, Nelly, muzycy i tancerze cofnęli się trochę w głąb sceny (tak nieszczęśliwie się złożyło, że deszcz padał pod kątem i akurat wpadał na scenę). W końcu chmura się oberwała, deszcz lunął i wszyscy ze sceny uciekli. Widzowie zaczęli również uciekać. My stwierdziliśmy, że to nie ma sensu, więc na razie zostaliśmy na polu. Staliśmy, deszcz siekł niemiłosiernie, a pioruny waliły i błyskało się ze wszystkich stron. Byliśmy już przemoczeni do suchej nitki.


Ale po pewnym czasie zaczęło się uspokajać. Deszcz przestał lać i tylko kropił. Ludzie stali trochę zdezorientowani - nie wiedzieliśmy co robić - wracać czy czekać. Muszę dodać, że prąd był odcięty - nie działało oświetlenie (na całym terenie) ani nagłośnienie. Wreszcie coś udało się podłączyć i usłyszeliśmy głos Artura Orzecha, który powiedział, że my się nie poddaliśmy i Nelly Furtado też się nie poddała, że jeśli tylko uda się doprowadzić scenę do porządku, światło i nagłośnienie, to Nelly wyjdzie i zaśpiewa. Najwytrwalsi, którzy zostali, w tym brat i ja, bardzo się ucieszyli. Więc znów czekamy i patrzymy na panów, którzy wielkimi szczotkami owiniętymi ścierkami ścierają wodę ze sceny. Ale niestety, pogoda była przeciwko nam - znów zaczęło padać i to dość intensywnie. Widzę, że nagłośnieniowcy zwijają sprzęt, więc mówię do brata, że czekanie (bo nie moknięcie - już bardziej nie mogliśmy zmoknąć) nie ma sensu i zwijajmy się. Tak też uczyniliśmy. Spod sceny do Ronda Śródka jest spory kawałek, przebyliśmy go idąc wzdłuż torów Kolejki Dziecięcej Maltanka (w wodzie i błocie). Doszliśmy do ronda i akurat zobaczyliśmy tramwaj, który jechał w kierunku centrum. Wskoczyliśmy do niego, przejechaliśmy dwa przystanki i wysiedliśmy na Małych Garbarach. Tutaj chcieliśmy przejść na przystanek autobusowy. Patrzę, że podjeżdża autobus 76 w kierunku osiedla Sobieskiego, więc podbiegliśmy. Zdążyliśmy. Jak cieplutko w środku... W domu byliśmy kilka minut po 23.00.

Ten koncert, koncert Nelly Furtado, a raczej jak to powiedział jeden z pasażerów tramwaju - Nelly TORNADO, zapamiętam niewątpliwie do końca życia. Z dotychczasowych koncertów, na których miałem okazję być, ten najbardziej zapadnie mi w pamięci. Zakończył się po trzech piosenkach głównej gwiazdy.

Właśnie brat przekazał mi, że już w internecie jest informacja o tym, że mają negocjować nową datę koncertu. Mam nadzieję, że bilety będą nadal aktualne.

Poza tym mam wielki szacunek dla Nelly Furtado, ponieważ mimo deszczu, ona nadal stała na scenie i śpiewała (a pamiętacie Whitney Houston w Sopocie?). Żywię cichą nadzieję, że na następnej płycie może znajdzie się jakaś piosenka o burzy w Poznaniu, a także, że Poznań będzie miło wspominała (mimo nawałnicy, która zniweczyła jej występ).

Mokry, ale zadowolony.
Poczytaj o tym na Onecie.

piątek, 11 lipca 2008

Zakuty łeb

Pod wpływem brata (a właściwie jego wypadku na rowerze, który miał kilka miesięcy temu - samochód wymusił pierwszeństwo) kupiłem kask. Statystyki wypadków z udziałem rowerzystów tutaj.



Kask kupiłem w sklepie Cyklotur. Jest to model Volo wyprodukowany przez firmę MET. Lekki, brakuje może tylko siatki na owady, ale więcej o nim będę mógł powiedzieć, jak trochę pojeżdżę "opancerzony".
Krótki postój na zrobienie zdjęcia przy ul. Armii Poznań (w tle fragment Cytadeli). Czy wyglądam idiotycznie?

czwartek, 10 lipca 2008

Wiadomość dnia - jestem Grekiem!

Jest dobrze. Teraz muszę się tylko maksymalnie zmobilizować, żeby wszystko zdać, zaliczyć, poprawić, napisać, obronić itd. Być może w przyszłym roku (akademickim) znów będę mógł dla Was pisać z Paryża.
Tylko zastanawia mnie jedna rzecz. Dotychczas pytano mnie czy jestem: Amerykaninem, Anglikiem, Rosjaninem, Hiszpanem i Belgiem (podobno wyglądam jak typowy Belg;)). A na powyższym liście jak byk widać, że jestem Grekiem! I wcale ich nie zmyliła polska domena meila.
No jasne, Grek Zorba to jedna z moich ulubionych książek (film zresztą też). I Greczynki też niczego sobie.

środa, 9 lipca 2008

Redmond, mamy problem

Zdjęcie ekranu na Gare de l'Est w Paryżu (koniec kwietnia). Jechałem IDTGV do Strasbourga i taki widok przywitał mnie na wejściu na peron. No tak. W oryginale brzmiałoby to: Redmond, on a un problème.

Treść monitu:
Windows - Erreur système
Il existe un no[...]en double sur le réseau.
czyli:
Windows - Błąd systemu
Istnieje [nie odszyfrowane] podwójny w sieci.

poniedziałek, 7 lipca 2008

Kilka zdjęć z Poznania

Pidżama Porno - Ezoteryczny Poznań
Z dedykacją dla Pałkoskiej
Ezoteryczny Poznań


"Sprzątaj po swoim psie. Ja w to wchodzę."

Idą zmiany. Pierwsze kroki w kierunku uświadamiania mieszkańców (a zwłaszcza właścicieli czworonogów) zostały poczynione. Ciekawe ile wynosiły nakłady finansowe. Nie podejrzewam, że zostało to zrobione w czynie społecznym lub przez jakąś "niewidzialną rękę" (a chciałbym bardzo aby tak było). Nieważne. Mam nadzieję, że właściciele psów pomyślą trochę o tym. Niestety, dystrybutorów woreczków do sprzątania nie ma (a jakby były, to pewnie i tak zostałyby zdemolowane). Niestety, znam Polaków i wiem, że nadal nie będą sprzątali. Tak samo jak nie nauczyli się, że na ruchomych schodach stoi się po prawej stronie, aby przepuścić lewą stroną tych, którym się spieszy. Tak samo nadal nie wiedzą jak zachowywać się na ścieżce rowerowej (toleruję ich tam, bo sam też jeżdżę po chodnikach) - zero myślenia.
Ulica Szkolna
Prowadzi od Placu Wiosny Ludów do Starego Rynku. Zdjęcie zrobiłem, ponieważ zainteresowało mnie rozwiązanie typograficzne (wg mnie dość opłakane). "S" wygląda jakby było wyryte do góry nogami, a "z" jest tak wciśnięte jak jakaś sierotka. Coś się chyba grawerowi nie tak myślało tego dnia. Może był lekko wczorajszy? A może źle zaczął, potem się zorientował i kontynuował dobrze, ale szkoda mu było płyty i tak zostawił? Nie wiem. W każdym razie - mi się to nie podoba. Moje typograficzne oko mówi stanowcze NIE.
Ulica Paderewskiego
Prowadzi o Placu Wolności (zwanego też z powodu nagromadzenia banków - Bankowym). Zdjęcie zrobiłem, ponieważ nie jestem pewien poprawności przeniesienia sylab. Siostry polonistki, bracia poloniści - pomóżcie! PA-DE-RE-WSKIE-GO?
Ze schodów na Wzgórzu Przemysła
Klatkę z kliszy znalazłem w jakiejś książce z magazynu w Bibliotece Uniwersyteckiej. Zaniosłem do fotografa i oto obrazek jaki mi się pojawił.
I na zakończenie skrzyżowanie ulicy Armii Poznań i ulicy Winogrady (widok od strony Cytadeli).
Przy okazji pozdrawiam dwie osoby, które dzisiaj spotkałem w naszym małym mieście: Kacpra P. (przypadkiem) i Łukasza Dz. (z premedytacją).

niedziela, 6 lipca 2008

Grillowo-Chludowo

Dzisiaj dziabnąłem się rowerkiem do Chludowa (do domu rodzinnego E.Z.) na grill.


Szosą jest to wyprawa bardzo niebezpieczna (trasa do Kołobrzegu), więc oczywiście trzeba było wybrać drogę alternatywną. Jest oznakowany szlak żółty rowerowy i z niego skorzystałem. Ponieważ od bardzo dawna nie pada deszcz, a szlak w większości prowadzi przez lasy lub pola, piaszczysta droga ani trochę nie jest ubita czy zlepiona i jedzie się jak po wydmach prawie. Dałem sobie w kość, a rower będzie trzeba jutro umyć, wyczyścić łańcuch i nasmarować - po przejechaniu w trasy w dwie strony jest cały zakurzony.
Szacuję, że przejechałem dzisiaj około 30 kilometrów [(10,9+4)*2]. Całkiem nieźle, a przecież wczoraj też trochę nakręciłem. Nie da rady - trzeba kupić licznik. Kask zamówiłem w piątek i w przyszłym tygodniu powinien być. Kupię chyba również sakwy, bo to średnia przyjemność wozić wszystko na plecach.


Wielkopolska droga, wielkopolskie pola