sobota, 12 lipca 2008

Nelly Furtado w Poznaniu

Kilka dni temu dowiedziałem się, że zobaczę i posłucham Nelly Furtado, która przyjechała na koncert Poznań dla Ziemi. Super. Zwłaszcza, że miałem wejściówkę za darmo (bilety 65, 95 lub 500 zł).
Przez cały dzień było bardzo gorąco. Pod wieczór (godz. 18.00) termometry na PeSTce wskazywały 29 st. C, a wilgotność powietrza była dużo ponad normę. Podejrzewałem, że będzie padało, więc zabrałem kurtkę (nie przeciwdeszczową).

Pojechałem na Maltę (tam była ustawiona scena). Z informacji zamieszczonej na stronie internetowej POSiR-u (Poznański Ośrodek Sportu i Rekreacji) wiedziałem, że nie wolno wnosić urządzeń służących do rejestracji audio-video - zatem nie zabrałem aparatu. Żałuję, bo to co się działo, przerosło moje oczekiwania.

O godzinie 20.00 wszedł na scenę support, czyli Patrycja Markowska z zespołem - cóż... czasem trzeba pocierpieć. Po 45 minutach skończyli i zaczęły się przygotowania do wejścia na scenę Nelly Furtado z zespołem. W tym czasie mniej więcej odnalazł mnie brat w sektorze. Czekamy więc. Nelly miała zacząć o 21.30. Prawdę mówiąc nie wiem dokładnie o której weszła, ale prawdopodonie była to ta godzina. Konferansjerką zajmował się Artur Orzech, ale Nelly wszedł zapowiedzieć na scenę prezydent Poznania - Ryszard Grobelny. Nawiasem mówiąc został wygwizdany.
W końcu weszła Nelly - zaśpiewała pierwszą piosenkę. Wiara się rozruszała. Przywitała się z publicznością. Słowem - koncert zapowiadał się bardzo dobrze. Ale niestety, na horyzoncie zaczęły się zbierać czarne chmury - i to dosłownie. Z zachodu nadciągały granatowo-czarne chmury burzowe. Ale Nelly śpiewała, tancerze tańczyli. Zaczęły spadać pierwsze krople, zaczęło padać, Nelly, muzycy i tancerze cofnęli się trochę w głąb sceny (tak nieszczęśliwie się złożyło, że deszcz padał pod kątem i akurat wpadał na scenę). W końcu chmura się oberwała, deszcz lunął i wszyscy ze sceny uciekli. Widzowie zaczęli również uciekać. My stwierdziliśmy, że to nie ma sensu, więc na razie zostaliśmy na polu. Staliśmy, deszcz siekł niemiłosiernie, a pioruny waliły i błyskało się ze wszystkich stron. Byliśmy już przemoczeni do suchej nitki.


Ale po pewnym czasie zaczęło się uspokajać. Deszcz przestał lać i tylko kropił. Ludzie stali trochę zdezorientowani - nie wiedzieliśmy co robić - wracać czy czekać. Muszę dodać, że prąd był odcięty - nie działało oświetlenie (na całym terenie) ani nagłośnienie. Wreszcie coś udało się podłączyć i usłyszeliśmy głos Artura Orzecha, który powiedział, że my się nie poddaliśmy i Nelly Furtado też się nie poddała, że jeśli tylko uda się doprowadzić scenę do porządku, światło i nagłośnienie, to Nelly wyjdzie i zaśpiewa. Najwytrwalsi, którzy zostali, w tym brat i ja, bardzo się ucieszyli. Więc znów czekamy i patrzymy na panów, którzy wielkimi szczotkami owiniętymi ścierkami ścierają wodę ze sceny. Ale niestety, pogoda była przeciwko nam - znów zaczęło padać i to dość intensywnie. Widzę, że nagłośnieniowcy zwijają sprzęt, więc mówię do brata, że czekanie (bo nie moknięcie - już bardziej nie mogliśmy zmoknąć) nie ma sensu i zwijajmy się. Tak też uczyniliśmy. Spod sceny do Ronda Śródka jest spory kawałek, przebyliśmy go idąc wzdłuż torów Kolejki Dziecięcej Maltanka (w wodzie i błocie). Doszliśmy do ronda i akurat zobaczyliśmy tramwaj, który jechał w kierunku centrum. Wskoczyliśmy do niego, przejechaliśmy dwa przystanki i wysiedliśmy na Małych Garbarach. Tutaj chcieliśmy przejść na przystanek autobusowy. Patrzę, że podjeżdża autobus 76 w kierunku osiedla Sobieskiego, więc podbiegliśmy. Zdążyliśmy. Jak cieplutko w środku... W domu byliśmy kilka minut po 23.00.

Ten koncert, koncert Nelly Furtado, a raczej jak to powiedział jeden z pasażerów tramwaju - Nelly TORNADO, zapamiętam niewątpliwie do końca życia. Z dotychczasowych koncertów, na których miałem okazję być, ten najbardziej zapadnie mi w pamięci. Zakończył się po trzech piosenkach głównej gwiazdy.

Właśnie brat przekazał mi, że już w internecie jest informacja o tym, że mają negocjować nową datę koncertu. Mam nadzieję, że bilety będą nadal aktualne.

Poza tym mam wielki szacunek dla Nelly Furtado, ponieważ mimo deszczu, ona nadal stała na scenie i śpiewała (a pamiętacie Whitney Houston w Sopocie?). Żywię cichą nadzieję, że na następnej płycie może znajdzie się jakaś piosenka o burzy w Poznaniu, a także, że Poznań będzie miło wspominała (mimo nawałnicy, która zniweczyła jej występ).

Mokry, ale zadowolony.
Poczytaj o tym na Onecie.

Brak komentarzy: