sobota, 24 maja 2008

Zizabela...

w poniedziałek się wyprowadza już na dobre. I zostawia mnie samego na najważniejszy czas. Kogo ja będę zanudzał swoimi opowieściami (a zwłaszcza marudzeniem, że obronę mam 13 w piątek)? Pusto mi się zrobi :(

Środa, 21 maja. Pierogowo z Olą R. i Izą. Jak zwykle pełen podział obowiązków. Pomysł był dziewczyn i większość wykonania również. Pierogi były na słodko, z białym serem (z PL). Ja tylko wałkowałem butelką ciasto na lodówce i gotowałem pierogi. Zrobiliśmy ich na pewno ponad 50 sztuk. Wyszły pyszne. Jak w domu.

Piątek, 23 maja. Pierwsza i ostatnia pizza z Izą. Oczywiście wzięliśmy wersję familiale (średnica 40 cm, po pół pizzy z innymi składnikami dla każdego, familiale jest dla 3-4 osób, ale we dwoje też się z nią dość szybko uporaliśmy).

Sobota, 24 maja. Deszcz w Torcy. Z akademika na dworzec idę może 1 minutę, ale to wystarczyło, aby mnie kompletnie zmoczyć. Ponieważ nigdy nie wiem, kiedy jest pociąg, to nie wiedziałem, że mogłem chwilę przeczekać, aż trochę przestanie padać.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

He he. Chyba jeszcze ci tu zadnego komentarza nie wpisalam, ale tak wpadlam tu sprawdzic co u ciebie i pomyslalam co tam, napisze :)
Oj ty, Iza wyjechala... i co ty bedziesz teraz tam sam robil!
pozdrawiam cie majac nadzieje pomoc w uporaniu sie z samotnoscia :P
Helen

biazol pisze...

Dzięki. O czeku napisałem w mejlu.