Na początku było skromnie, raptem kilka osób.
Ale za to mieliśmy upierzone i skrzydlate towarzystwo.
A kiedy odszedłem w ustronne miejsce, aby porozmyślać nad sensem życia i złożonością świata, z mroku wyłoniło się OKO... aparatu, a za nim Ania Sz.
A ja miałem fajną czołówkę, ale do czasu...
(na szczęście nóż, który wypadł mi w tym samym momencie, w którym zgubiłem gumę od czołówki, odnalazł się).
Nie wiem o której godzinie, ale w końcu dołączyliśmy się do akcji Sprzątanie świata. Tak, to była zorganizowana akcja. (i ta butelka uchwycona w locie;))
Wróciliśmy do akademika i dołączyliśmy do domowej imprezy. Ktoś wyjeżdżał, więc żegnali.
Czyżby to był gest pożegnania na koniec imprezy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz