Kto mnie dobrze zna, ten wie jaki ze mnie kibic. Ale nie o mnie mowa ;) Dla mnie takie wydarzenia jak mecz, to przede wszystkim okazja, żeby spotkać się ze znajomymi. A kto wygra, to już "insza inszość". Chociaż przyznam, że nieźle byłoby, gdyby biało-czerwoni w końcu wygrali.
Grono polskich kibiców spotkało się w Vincennes, pod zamkiem. Jak wiadomo, przed meczem należy się rozgrzać, aby nie nabawić się kontuzji. Tak też uczyniliśmy.
Od lewej: Szymon, Dawid, Agata, Lila, Marta, ja i Loureed.
Jedni wierzą w zwycięstwo, a inni są realistami.
W pewnym paryskim pubie. Jeszcze wierzymy, że możemy wygrać.
Mały żart. Słaby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz