Miejsce: Plac z fontanną (nigdy nie zapamiętam jak się nazywa!), tuż obok Les Halles. Indianie (wyglądali na oryginalnych;)), muzyka indiańska uwspółcześniona. Ich muzyka wzbudziła we mnie wielką chęć, a może nawet potrzebę podróży. Dalekiej i samotnej.
Gdzieś w okolicach, koło boulevarde de Sébastopol. Pochodzenie: mogę tylko zgadywać - Wietnam, Korea lub okolice?
Technika tych panów polegała na wciągnięciu publiczności do muzykowania. Widzowie mogli wziąć tekst i śpiewać razem z nimi. Kilka osób się włączyło do zabawy. Ja nie mogłem - głosu to ja za grosz nie mam.
"Górniczo-hutnicza orkiestra dęta
robi nam pa-pa-ra-pa, robi nam pa-pa-ra-pa"
Tylko mi mignęli. Nie wiem ani co, ani gdzie grali.
Tylko mi mignęli. Nie wiem ani co, ani gdzie grali.
Kolejni muzykanci. Rue de Picardie.
Moi faworyci. Niewątpliwie najgłośniejszy zespół bez wspomagania elektrycznego. Około 60 osób waliło bez opamiętania (pod wodzą dwóch dyrygentów) w bębny. Czad! Rue de Bretagne.
Bywało także skromniej. Ci młodzieńcy grali na skrzyżowaniu rue de Bretagne i rue de Turenne.
Minimalzm zupełny. Nawet perkusista się zgubił. Za to pamiętam jaką piosenkę ten pan śpiewał - The Alabama song.
Z dedykacją dla Loureeda, Patriksa i Kazika Staszewskiego (a co!).
Z dedykacją dla Loureeda, Patriksa i Kazika Staszewskiego (a co!).
Też skromnie, ale zabawnie. Piosenka od relacjach damsko-męskich. Nie pamiętam ulicy. Kierowałem się moim doskonałym zmysłem orientacji w terenie.
Również minimalistycznie i bardzo etnicznie. Szkocja?
Tutaj przynajmniej widać na jakiej ulicy byłem :)
Place de la Bastille. Brazylia!
Dziedziniec Palais Royal. Tutaj spotkałem się z dziewczynami i wkrótce wyruszyliśmy na poszukiwanie piwa (co nie było rzeczą łatwą).
Ta grupa śpiewała standardy rockowe. Gdy przechodziliśmy, zaczęli śpiewać Roxanne. Wysłuchaliśmy do końca. Miejsce: zachodni cypel Ile Saint Louis.
Tłum zgromadzony przy Quai de Montebello (po przeciwnej stronie Sekwany jest katedra Notre Dame). Kiedy przechodziłem, grupa wykonywała akurat kawałek I was made for loving you. Trochę uzurpuję sobie prawo do dedykowania - ze specjalną dedykacją od Menela Spokojnego dla Menelki. I dla Was obojga, od Menela Machającego Rękoma.
Plac Saint Michel i fontanna tegoż świętego. Teraz zrozumiałem, dlaczego dziewczyny tak uparcie chciały iść tutaj, mimo że już byliśmy niedaleko Bastylii (na którą początkowo zmierzaliśmy z Palais Royal).
Nawet o stylowe czerwone oświetlenie się postarali. Potem zaczęli rzucać puszkami po piwie (w obydwie strony) i chlapać wodą na ludzi (z dolnej niecki).
No proszę! Karl Lagerfeld wziął udział w szczytnej akcji na rzecz bezpieczeństwa drogowego. Napis na billboardzie brzmi: "To jest żółte, to jest ohydne, to do niczego nie pasuje, ale to może ocalić wam życie". Brawa.
Wycieczka (te dwie panie z przodu), którą przeciągnąłem wczoraj wzdłuż i wszerz przez Paryż.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz