niedziela, 9 marca 2008
W Krainie Podziemnej Pomarańczy
29 lutego
Koniec stażu. Spontaniczne wyjście do baru w Vincennes. Delikatne piwkowanie ;) Do domu dotarłem o 2h00, a miałem się spakować przed wyjazdem.
1 marca
Pobudka o 7h00. Zmywanie, sprzątanie, pakowanie. Nawet nie mam z czego zrobić sobie kanapek na podróż. Ale E.Z. nie zawodzi. Przygotowała mi pyszne kanapki. Dzięki :)
O 12.15 jesteśmy w bazie Polki Service. O 14h00 wyjeżdżamy z Paryża na wschód.
2 marca
O 7h30 jesteśmy w Poznaniu. Zimno, wieje i pada. Porażka. O 10h30 ląduje w Koninie i maszeruję do rodziców. 6 butelek Lecha Premium już na mnie czekało :] Niestety, nie były w lodówce i ja też musiałem trochę poczekać.
3 marca
Fryzjer. Nareszcie wyglądam jak człowiek. Wieczorem jadę do Poznania. Tylko brat wie, że jestem w Polsce. Po drodze w Żabce kupuję browary. Niestety P.B. zmył się i nici z niespodzianki. Poszedłem do W.B. i spółki. Tutaj zaskoczenie się udało. Piwkujemy, a kiedy skończyło się to co przyniosłem, idziemy do Liroya i uzupełniamy zapasy. Piwkujemy i oglądamy "Testosteron". No, obleci, ale spodziewałem się czegoś lepszego.
4 marca
Wizyta na uczelni u Pani Koordynator. Krótka spowiedź i prośba o wskazanie drogi na najbliższe miesiące. Ogólnie na plus.
O 19h00 wizyta u ortopedy. Nic się nie dowiedziałem. Dostałem tylko skierowanie na pole magnetyczne.
O 20h00 wracam do domu i umawiam się z S.R. na "Lejdis" w Cinema City o 21h00.
Film tych samych autorów co "Testosteron", ale ze 3 razy lepszy.
Dziś piwkowania nie było :/
5 marca
Niebieskim rowerem przez ulice mego miasta mknę.
Wizyta na uczelni u Pani Prodziekan ds. studenckich. Trochę optymizmem mnie natchnęła. Żeby jeszcze zapał się znalazł, to będzie dobrze.
Po południu spotykam się z A.S., jedno piwko, drugie piwko i czas się skończył. Wracam na Piątkowo, po drodze odwiedzam P.K.
O 18h00 docieram do mieszkania. Chowam rower, jem małe co nieco i zbieram się.
O 20h00 piwo z H. Już drugi raz tego samego dnia piję w Szwejku. Trzy piwa i grzecznie do domu nocnym tramwajem.
6 marca
Uuu. Wykorzystuję dni na maksa. Piszę do M.S. Starzeje się chyba. Na piwie się ze mną nie spotka, ale na spaghetti w Piccolo tak. No dobrze, może być spaghetti. A potem do pubu. Ja piwo, a M.S. herbatę. Nie wierze własnym oczom. Potem jeszcze gorzej - idzie do czytelni! Matko, co się z tymi ludźmi dzieje, kiedy mnie nie ma w Polsce.
Wracam do Konina. Niech rodzice też się trochę mną nacieszą.
7 marca
Szukam fajek, wódki i piwa. Kupuję wszystko. Nie można jechać do Francji z pustymi rękoma.
8 marca
Powrót.
W Niemczech przechwytują nas celnicy. Pierwszy raz w życiu mam za dużo trefnego towaru i pierwszy raz w życiu jestem kontrolowany przez celników. Na szczęście jeden karton fajek dałem współpasażerce, więc luzik.
9 marca
O 13h00 docieram na Pl. de la Concorde. Ok. 14h00 jestem w akademiku.
E.Z. pisze do mnie czy mam ochotę wyjść wieczorem do baru na koncert jakiegoś zespoliku.
Jak się to wyjście zakończyło, napisałem w następnym poście.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Ach! Powiało Poznaniem :-)
Ano, wiało, wiało w Poznaniu ;)
Prześlij komentarz