Najpierw był komputer (stacjonarny). Kupiłem 17 listopada 2004 (a mówię, że nie mam pamięci do dat;)). Cieszyłem się nim do 30 czerwca 2005. Potem wyjechałem, ale na szczęście nie stał bezczynnie, tylko przydał się komuś do napisania bardzo dobrej pracy magisterskiej. Od 1 lipca 2006 do 29 września 2007 znów go miałem dla siebie. Teraz korzysta Szwagier i Mama (dzwonię Skypem).
Ja chyba muszę się ograniczać i nie obrastać w przedmioty niemobilne. Komórka i laptop - to jest praktyczne i można (prawie) wszędzie ze sobą zabrać.
Ale wracając do roweru. Pogoda się zrobiła. Na uczelnię mam 30 min. rowerem (tyle czasu potrzebowała Helena, żeby tam dotrzeć). Myślę, że na kolana by nie zaszkodziło, a nawet by trochę je wzmocnił codzienny trening (na rowerze stawy nie są tak obciążone jak w czasie chodzenia). Wino miał mi przywieźć, gdyby przypadkiem wybierał się w region paryski, ale jakoś teraz non-stop śmiga do Skandynawii, więc nie dało rady. Zresztą teraz tu już bym chyba nie chciał, żeby mi przywoził, bo jakbym go zabrał z powrotem do Polski?
Ale te 2 miesiące szybciej zlecą niż bym chciał :/ I znów będę w Polsce, będę miał rower dla siebie, ale nie będę miał czasu, aby nim jeździć, bo będę musiał uwijać się z pracą magisterską. Myślę, że do biblioteki nim pośmigam :]
P(od) S(podem) A o Wymysłowie to już nawet nie wspominam. Nie mam pojęcia czy kiedykolwiek będę mógł z tego korzystać. Może na emeryturze?
PS2 Jak tak dalej pójdzie z tymi tłumaczeniami, to albo przestanę zamieszczać (bardzo prawdopodobne), albo założę dla nich osobny blog (mniej prawdopodobne). A w ogóle może ktoś ma jakieś zamówienia na tłumaczenia? Chętnie spróbuję (jeśli dam radę).
5 komentarzy:
Miałam tak samo z rowerem na Cyprze ;) kupiłam jakoś na początku bo miałam dość daleko na uczelnię i jeszcze dalej do pracy. Po tygodniu użytkowania przebiła mi się opona a nie bardzo wiedziałam gdzie jest sklep rowerowy żeby kupić dętkę... zresztą po jakimś czasie przyzwyczaiłam się do chodzenia na pieszo, często mnie ktoś podwoził... skończyło się tak że rower z nadal zepsutą oponą sprzedałam na kilka godzin przed wyjazdem ;)
Bardzo ładne zdjęcie!! A co do tłumaczeń to nie znam francuskiego więc nawet nie staram się tergo przeczytać :) zresztą tłumaczeń mam już wystarczająco dużo przy pisaniu mojej pracy ;)
I nie było żadnego dżentelmena, który pomógłby naprawić? Oj, źle się dzieje w państwie cypryjskim.
A zdjęcie jest zrobione nad "moim" jeziorem między Gnieznem a Trzemesznem.
Było paru :) ale zamiast naprawiać rower podwozili mnie do domu - więc to chyba był lepszy układ :P
Szli na łatwiznę;)
4:55 - już wstałaś czy jeszcze nie poszłaś spać?
jeszcze nie poszłam spać ;)
wiesz, co do łatwizny to w sumie mnie to bardziej odpowiadało niż przejażdżki moim czerwonym rumakiem :P
Prześlij komentarz