sobota, 1 grudnia 2007

Andrzejki

Tak się jakoś przyjęło, że żadna impreza nie może obyć się bez alkoholu. A ponieważ erasmusi wszystkie pieniądze wydają na pomoce naukowe, to na alkohol nie zostaje wiele. Na zdjęciu widzimy pięciolitrowy baniak wina, który kosztuje 1,30 euro. Czyli mniej więcej 5 zł. Wychodzi więc 1 zł za 1 L. Sami domyślcie się jak to musi smakować. Ja nie wiem - nie próbowałem.


Po laniu wosku (zdjęcia będą później) przystąpiliśmy do innych zabaw andrzejkowych. Na początek serca i imiona. Było przy tym sporo śmiechu, bo po pierwszym podejściu okazało się, że tam, gdzie wpisywali się panowie, po drugiej stronie też były imiona męskie. Podobnie dla pań. Więc musieliśmy powtórzyć.


Po drugim podejściu po drugiej stronie mojego imienia była Vicky. Podobnie trafił Ferdinand.
Ale jak mówi stara mądra piosenka: "Hej gorole! nie bijta się, mo dziewcyna z psodu z tyłu, podzielita sie!"


A potem jeszcze układaliśmy buty z jednego końca korytarza, aż do drzwi klatki schodowej. Mimo dużych nadziei pokładanych przez Izę i Helenę, ich obuwie nie wygrało. Do progu pierwszy dotarł but Vicky.


A potem zaczęli (dopóki nie piję, dopóty nie gram) w tradycyjną i ulubioną grę erasmusów. Jest to gra planszowa. Innym razem zrobię zdjęcie planszy (gdy nie będzie cała mokra od taniego wina) i wytłumaczę zasady.

2 komentarze:

Katie pisze...

kuurcze, a u nas Adrzejek nie było - może dlatego że wszyscy w pracy :(
w każdym razie wy mieliście fajną imprezę :)

Ola pisze...

Heh, pamiętam, jak my organizowaliśmy andrzejki:)Smiechu było co nie miara;) A skoro Vicky wygrała, no to ekhm, szykuj się do slubu;)