niedziela, 9 grudnia 2007

Poznańska oszczędność?

W piątek nabiłem sobie guza i rozbiłem odrobinę nos.
Wyszedłem z pokoju (ok. 19h00) i skręciłem w lewo, w kierunku drzwi do klatki schodowej. Było prawie zupełnie ciemno. Wyciągnąłem rękę, żeby zapalić światło, ale kończyną trafiłem w próżnię, natomiast moja twarz miała niespodziewanie bliskie i mocne spotkanie z framugą drzwi. Uderzyłem konkretnie, w pierwszym momencie nawet nie wiedziałem za bardzo co się stało. Wróciłem do pokoju. Prawy łuk brwiowy lekko rozcięty i spuchnięty, a z nosa sączyła się krew (dekoracyjnie spływając po ustach i brodzie).
Schodziłem akurat na kolację do dziewczyn, więc zadzwoniłem, żeby któraś przyszła - widok był nie do pogardzenia (niestety, zdjęcia nie zrobiłem). Przyszła Izabela i się załamała. Zwłaszcza tym, że się śmiałem jak głupi - stwierdziła, że to odreagowanie stresu.
Obmyłem się. Iza przyniosła woreczek z lodem. I zasiedliśmy do kolacji (tym razem we czworo).
Iza stwierdziła, że to przez oszczędność nie zapaliłem światła, a przecież za światło na korytarzu nie płacę. I w tym miejscu chciałbym to zdementować. Żeby zapalić swiatło na korytarzu muszę albo iść kawałek w prawo, zapalić, a potem w lewo do wyjścia, albo od razu w lewo, po drodze zapalić (co miałem właśnie zrobić) i dojść już do wyjścia. Poza tym za światło na korytarzu pośrednio płaci każdy mieszkaniec rezydencji, bo przecież EDF ani C.R.O.U.S tego nie funduje.

Poznańska oszczędność to już sprawa anegdotyczna. Są dowcipy o skąpstwie Szkotów. A czy wiecie kim są i skąd pochodzą Szkoci?
A na koniec jeszcze jedno hasło, które często we francuskim radiu słyszę (chyba na koniec reklamy EDF): "Energie c'est notre avenir. Economisons-la".

Brak komentarzy: