czwartek, 22 stycznia 2009

Reklama w "Les Echos" i inne sprawy

Wczoraj siedziałem do 19h w pracy, bo goście z "Les Echos" nie akceptowali pliku PDF, który przygotowałem. PDF eksportowałem prosto z InDesigna, a oni chcieli wypuszczony z Distillera. Nie wiem wprawdzie jaka to różnica. Teoretycznie PDF do PDF, ale widać w praktyce nie. Jeszcze muszę dużo się nauczyć. Oprócz takiego PDF, akceptowali również pliki natywne z Quarka Xpressa i EPS z Photoshopa. Ponieważ ja wolę pracować w InDesignie, a w Xpressie tylko kiedy mam pliki wcześniej zrobione, więc odpadała opcja przepracowania tego w Quarku. Zrobiłem tak, że eksportowałem z InDesigna do PDF, a potem go zassałem Photoshopem i zapisałem jako EPS.
Specyfikacja z "Les Echos" chce pliki bez kompresji, więc mój EPS bez kompresji ważył około 30MB, co jak dla reklamy o rozmiarach 141x145 mm jest dość dużo. Biedna Marion, dziewczyna z promo, dla której najczęściej pracuję, nie mogła wysłać tak dużego pliku. To znaczy, ona mogła, ale skrzynka w gościa z "Les Echos" nie dawała rady przyjąć (jakaś amatorszczyzna normalnie, to ja z bezpłatnej skrzynki o2.pl mogę wysyłać i przyjmować załączoniki do 100MB). W końcu jej kazali zapodać plik na serwer FTP. Nie wiem o której godzinie się to wszystko skończyło. Ważne, że się udało, a dzisiaj zobaczyłem efekt w gazecie (nakład 152 419 egzemplarzy).
Prawdę mówiąc, to w samej reklamie niewiele jest mojej kreacji, bo kolorystykę miałem z góry określoną, krzywizny na dole musiały być takie jak na okładkach książki itd. No i w sumie to średnio mi się podoba, bo uważam, że graficznie jest to przeładowane. Ale trudno. Nie mnie miało się podobać ;)
A po pracy pojechałem z Szefową na spotkanie z Peterem Knappem. To dyrektor artystyczny, który początkowo pracował w Galleries Lafayette, później dla czasopisma "Elle".
Normalnie na Rencontres de Lure, bo tak to się nazywa bywa około 30 osób. Tym razem szacujemy, że było około 200. Nie udało nam się wejść do środka, więc odpuściliśmy sobie stanie na podwórku i poszliśmy do baru. Szefowa stawiała ;) Ja dwa Leffy, ona dwa kiry i z powrotem. Ludzie już się rozeszli. Miałem okazjię zobaczyć oryginalne chemins de fer z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, odręczne rysunki itd. Muszę przyznać, że dla mnie to niezła historia. A także sporo spostrzeżeń socjologiczny, jak np. emancypacja kobiet i reklama w stylu: Kobieta i jej samochód. Jedyne co się nie zmieniło przez te 50 lat to design długopisów BIC. To też swoją drogą niesamowite.
Teraz w Nathanie przede wszystkim pracuję nad logotypami, które szybko muszę skończyć, bo do 29 muszę przygotować fronton na PLV (z fr. publication sur le lieu de vente, czyli reklama w miejscu sprzedaży, to takie kartony z ksiązkami, nie wiem jak się to po polsku nazywa, ktoś wie? może stand? nie wiem:/).

Brak komentarzy: