niedziela, 18 stycznia 2009

Ciężki weekend

Po ciężkim tygodniu w pracy trzeba odpocząć.
Słuchaj, czytaj i oglądaj.


Tradycyjnie w piątek o 22h00 stawiłem się przed paryskim ratuszem, aby wziąć udział w Paris Rando Velo. Przybyło 43 uczestników (nie licząc ekipy PRV). Pojeździliśmy 2,5h po mieście. Na koniec spaceru podjechali do mnie dwaj staffeurzy i zapytali czy nie chciałbym dołączyć do teamu. Przyznam, że połechtała moje ego ta propozycja. Powiedziałem im, że się zastanowię i zobaczymy się w niedziele na parkurze dziennym.W sobotę obudziłem się późno, a wstałem jeszcze później. Udało mi się zrobić zakupy w Lidlu i umówić na wieczór z Bo' oraz odwołać imprezę w na Placu Pigalle (Marto i Ago - przepraszam, że tak wyszło, może przyszły weekend?). Z Bo' i jej znajomym Limerykiem poszliśmy na Bateau Erasmus. Zabawne, kiedy byłem erasmusem nigdy nie byłem na imprezie erasmusowej. Pewnie dlatego, że nie mieszkałem w Paryżu, ale z drugiej strony... Nie wiem.
Impreza skusiła mnie przede wszystkim dlatego, że odbywała się na barce, która o 22h00 odbijała od brzegu na czterdziestominutowy (?) rejs po Sekwanie. Więc 2 w 1, impreza i rejs.
A to już ostatnie magiczne karty do baru ;)
Z imprezy wróciliśmy dość wcześnie, bo zależało mi, aby wstać w niedzielę około 9h00 i być przytomnym, żeby pojechać na Paris Rando Velo. I nawet wstałem wystarczająco wcześnie, ale wyjrzałem przez okno i stwierdziłem, że parkur się raczej nie odbędzie, bo ulice były mokre, więc staff ze względów bezpieczeństwa anuluje przejazd. W takim razie, pomyślałem, że wykorzystam niedzielę i zrobię sobie własny rajd i przy okazji ucieknę z miasta. Tak też zrobiłem. Umyłem się, ubrałem, spakowałem, zabrałem rower i pojechałem na stację RER. Wsiadłem do pociągu do Saint Remy Les Chevreuse. Po prawie godzinie byłem na miejscu. Chwilami nawet słońce przedzierało się przez chmury. W informacji turystycznej naprzeciwko stacji RER kupiłem mapę okolicy, zamontowałem ją w mapniku na kierownicy i ruszyłem. Świetna ścieżka rowerowa o asfaltowej nawierzchni. Kierowcy mnie przepuścili, mimo że to ja miałem STOP i się zatrzymałem. Mały szok kulturowy, co?
A potem ujrzałem na wzgórzu jakiś zamek. Już wiedziałem, że muszę się tam dostać. Oczywiście szlak z mapy został już w tym momencie olany (to dlatego, kiedy mówię, że trasa będzie miała 40 km, trzeba dorzucić do tego jeszcze jakieś 50%). Okazało się, że na wzgórze nadal jest dość trudny dostęp, droga utwardzona, ale nie asfalt, o dużym nachyleniu. Przez kilkaset metrów prowadziłem rower. Wreszcie dotarłem do zamku. A tu niestety mały zonk, bo byłem tam przed 13h00, a zamek do zwiedzania otwierają o 14h00 :/.Dziabnąłem dwa zdjęcia, a potem ruszyłem dalej, licząc, że wrócę o 14h00.
Poczytaj o zamku.
Widok sprzed zamku na dolinę Yvette (?).Uciekłem z Paryża. Odnalazłem przestrzeń. I drogę przed siebie. Tego mi było trzeba, tego nie miałem od prawie czterech miesięcy. Chcę jeszcze, chcę więcej.Kilka kilometrów dalej dopadł mnie deszcz i grad. Kask z czapką, kurtka wytrzymały, ale spodnie i buty odpuściły. Więc powrót do St. Remy Les Chevreuse. Zmoknięty i zmarznięty. Ale warto było i "ja tam jeszcze wrócę, nie zostawię tego / ja tam jeszcze wrócę..."

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Młodzieńcze jestem z Ciebie dumny. Ja dziś dwie godzinki zap... z kijkami po poligonie. Może wrzucę jakieś zdjęcia na nk. SK

Anonimowy pisze...

ale szpanujesz tym mapnikiem.. i sakwami.. :P
a tak serio - zazdroszczę! i żal mi gardło ściska..

pozdrowery
bL

biazol pisze...

Tak. Mapnikiem szpanuję. Nawet kupiłem do niego mapę w informacji turystycznej, a potem i tak pojechałem "swoją drogą", czyli tam gdzie mi się podobało, a nie wg szlaku.