sobota, 30 sierpnia 2008

Lekturowo IV

Tym razem fragment powieści Wiesława Myśliwskiego Widnokrąg. Polecam.

"Kiedy była tylko słoneczna pogoda, zamiast lekcji wyprowadzał mnie pan na miasto na spacer. Zwykle czekał na mnie gotowy do wyjścia, w garniturze, w krawacie, wygolony, pachnący wodą kolońską. A niekiedy zamiast krawatu miał u szyi rozłożystą muszkę, jakby upiętą na szpilce czy na agrafce wprost u jego rozlanego podbródka, i gdy się tylko pojawiłem we drzwiach, oświadczył, że wybierzemy się dzisiaj na spacer, bo szkoda byłoby siedzieć w murach przy takiej pięknej, słonecznej pogodzie. Wkładał kapelusz, brał laskę i szliśmy.
- Tylko nie idź za szybko - upominał mnie, mogłoby się wydawać, że ze względu na swoją starość, lecz zaraz wyjaśniał: - Drugi raz już nie zrobisz tego samego kroku.
A każdy spacer zaczynał od tego, że po parunastu krokach od wyjścia z domu przystawał i kazał mi się rozejrzeć dookoła, po czym pytał:
- I co widzisz? No, tak wokół siebie co widzisz? Rozglądnij się dobrze.
Więc rozglądając się wymieniałem mu, co widzę, budynki, drzewa, płoty, ludzi, gołębie na dachu, chmury na niebie, ale nigdy nie przytaknął mi na potwierdzenie, tylko pytał dalej:
- A co jeszcze?
A kiedy mówiłem, że już nic więcej nie widzę, nie podpowiadał mi, że jeszcze to czy tamto, tylko rzucał, to idziemy dalej, zostawiając mnie w dręczącej niepewności, że może coś tam przeoczyłem. Nieraz byłem gotów wrócić i rozejrzeć się, co przeoczyłem, lecz nie było powrotu, bo szliśmy dalej. Potem przystawaliśmy w nowym miejscu, niekoniecznie odległym od tamtego, lecz zmieniającym jedynie punkt widzenia, i znów mi się pytał:
- No, a tu co widzisz? Spokojnie się rozglądaj. Nigdzie nam się nie spieszy. Wyobraź sobie, że czekamy tu na kogoś, kto przyjdzie może za godzinę albo w ogóle nie przyjdzie, lecz mamy obowiązek poczekać na niego.
Kiedyś udręczony, że więcej już nie widzę, a ruszyliśmy właśnie dalej, zdobyłem się na odwagę i może nawet łamiąc przykazania matki, abym był posłuszny, zwróciłem się do niego natarczywie:
- Pan mi powie, co tam jeszcze było, a czego nie widziałem.
- Nie wiem - odparł ku mojemu zdumieniu.
Nauczyciel, pomyślałem, i nie wie. Coś kręci. Albo może ze starości już nie dowidzi i dlatego wyprowadza mnie na te spacery, abym pilnował go jak ten pies, co prowadzi niedowidzących czy całkiem ociemniałych, zwłaszcza że upominał mnie nieraz:
- Nie odchodź tak daleko. Idź tu bliżej mnie.
Tylko dlaczego w takim razie nie nosi okularów? Wszyscy, którzy niedowidzą, noszą przecież okulary. A on czasem w mieszkaniu, gdy chciał przeczytać, co tam napisałem w zadaniu domowym, zakładał okulary.
- Widzisz - powiedział, kiedyśmy już odeszli od tamtego miejsca - tego, co ty widzisz, nikt inny nie widzi. Choćby widział dużo więcej.
Nic z tego nie rozumiałem, lecz dalej już nie śmiałem go pytać (...)"
[s.269-270]

EDIT (23:55, 31 sierpnia)
I jeszcze jeden cytat. Cholera jasna, ale trafił!

"- Pij.
Omiotłem więc tylko wzrokiem klasę. Wszystkie twarze wydawały się porozmazywane, rozcieńczone, jak na wyblakłej szkolnej fotografii. Zwłaszcza że mało kto siedział normalnie, jak to w klasie, lecz ten tyłem, tamten bokiem, wpółleżąc, z głowami na blatach, porozwalani niczym na kanapach, poskręcani, w pozycjach nawet trudnych do określenia, niektórzy z nogami sterczącymi w górze nad ławkami, niektórzy wręcz z butami na ławkach, jakby mścili się na tych Bogu ducha winnych ławkach za swoją codzienną pokorę.
- Pij - uśmiechały się do mnie rozbełtana, lecz szczere oczy Kozy. - Nie wyszło ci, co? Każdemu tu, bracie, coś nie wyszło. Pij. Śmierdzi trochę, ale mocna, mówię ci, aż oczy wyłażą. Pij. - I sam mi przechylił kubek do ust.
Ścisnęło mnie w gardle, że omal oddech mi odcięło. Zacząłem się krztusić, lecz Koza nie pozwolił mi oderwać kubka od ust, choćby dla złapania tchu, i podtrzymując go od spodu mocną ręką, skamlał:
- Nie przerywaj. Nie przerywaj. Do dna pij. Do dna.
Prawie pustą piersią, jakbym się wynurzył z głębokości na powierzchnię, wciągnąłem powietrze. Było ostre, aż kłujące. Wszystko mi w oczach zmętniało, a za chwilę poczułem się, jakbym z waty był.
- O, mleczak żeś - zabiadolił Koza, a głos jego tak samo wydał mi się z waty. - Myślałem, że masz łeb. Ale widać nie ten sam łeb do picia jest, co do nauki. Musisz nabrać wprawy. Na sucho nigdy dziewczyny nie poderwiesz. Spytaj się chłopaków. Zawsze znajdzie się ktoś szybszy."

Brak komentarzy: