czwartek, 12 listopada 2009

Moje licealne miasto

czyli Jarocin.
Pojawiłem się w nim pierwszy raz od 3 lat (tak mi się wydaje, spotkanie klasowe w 2006 roku, porobiłem się;)). Trochę się zmieniło, ale w sumie niewiele. Przede wszystkim zmieniło się w moim wyobrażeniu. W ciągu czterdziestu minut przeszedłem je dwa razy wzdłuż i wszerz. Sprawdziłem czy istnieją jeszcze bary, do których uczęszczałem dziesięć lat temu. Większość istnieje. Nie wiem jakie teraz są w środku, bo nie wstępowałem. Raz, że byłem kierowcą, a dwa, że nie ma teraz tego towarzystwa, z którym spędzałem tam czas (i tu przy okazji pozdrawiam ekipę, z którą przesiedziałem pierwszą i drugą klasę w 10,5 oraz ekipę, z którą przesiedziałem czwartą klasę w Diabliku).

Dworzec kolejowy w Jarocinie. Jeden z ładniejszych jakie znam.
Żeby dostać się do miasta, trzeba przejść przez ten most nad torami (można również po torach, ale ryzykuje się mandat od sokistów). Most ten można zobaczyć w jednym z filmów o jarocińskim festiwalu.
Możemy wstąpić na pierwsze piwo lub pitę z surówką (dawno temu zwaną przez nas "pipą z gnojem"). Kiedyś Max znajdował się tylko w budynku po prawej. Teraz widzę, że przejął również kiosk, w którym mieściła się kolektura Totalizatora Sportowego, a także jeden budynek dalej (w prawo).PKS Jarocin. To tutaj przez cztery lata wsiadałem/wysiadałem do/z starego i śmierdzącego autobusu, aby udać się do szkoły/domu. Ten pan zaznaczony na czerwono znany mi jest z widzenia, tzn. 10 lat temu też jeździł pekaesem. Dom Kultury w Jarocinie. Widzę (chyba wtedy jeszcze tak się nie nazywał), że placyk przed nim został nazwany na cześć imprez, z której Jarocin słynie. I dobrze.Dziś Stajenka, a za moich czasów bar (pub?) Relaks, choć przez nas i tak zwany był "dziesięć i pół" (czy ktoś jeszcze pamięta to piwo?). W tym lokalu spędzałem większość wolnego czasu w pierwszej i drugiej klasie. Piwo i zrzutki na frytki :)Ratusz na rynku
Bar Diablik - nazwa bez zmian. W nim spędzałem wolny czas w czwartej klasie. Szklane blaty stolików i sympatyczna obsługa. Miejscówka najczęściej przy oknie, żeby można obserwować dziewczyny na rynku ;)
Pub Chicken - nazwa bez zmian. W nim też od czasu do czasu bywałem. Położony na uboczu, nie tak daleko od szkoły. Ale jakoś specjalnie zadomowiony w nim nie byłem.Obecnie Pub Jackpot, a za moich czasów Bar pod 13 (nr domu). Mój pierwszy jarociński bar i pierwsze piwo w tym mieście, jeszcze na nielegalu, bo wypite zaraz po egzaminie wstępnym (albo poznaniu wyników egzaminu?). Ogólnie niezła melina, powietrze od dymu gęste. W barze można było kupić papierosy na sztuki, a także (choć nie jestem na 100% pewien), tanie wino na szklanki (a może to w Róży było?).Może zastanawiacie się, gdzie spędzałem wolny czas w trzeciej klasie? Otóż w trzeciej klasie miałem tak plan lekcji dopasowany, że przyjeżdżałem prosto na lekcje, a po ich zakończeniu szedłem na dworzec PKS i wracałem do domu. Nie znaczy to oczywiście, że piwa nie było. Było, a jakże.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Piękne "resume" Stanisławie. Stwierdzenie "10 lat temu...." brzmi dość złowieszczo bo świadczy o procesie starzenia... nieuchronna normalka. Ale piwo w 10,5 frytki i makao- BEZCENNE. Pozdro dla ekipy. Magda S.

Anonimowy pisze...

Młody ja w Barze pod 13 piłem mojego pierwszego grzańca ( o ile tak można było nazwać to co dostaliśmy). Też chyba jeszcze na nielegalu ;) Ale w tej mordowni nie pytano o dowody tylko o kasę ;) SK