Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Francja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Francja. Pokaż wszystkie posty

sobota, 12 czerwca 2010

tytuł

Tytuł mojego blogu (bloga) jest nadal jak najbardziej zasadny. Od listopada 2009 studiuję w Łodzi (studia podyplomowe z zarządzania systemem Linux), a dzisiaj miałem rozmowę kwalifikacyjną na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu i od października zaczynam studia Master Administration des Entreprises. Zajęcia w 50% po polsku, w 50% po francusku (wykładowcy z uniwersytetu w Rennes). Git :)

wtorek, 9 lutego 2010

Lans na Paryż

Lans na Paryż, czyli ciąg dalszy (już kiedyś opisałem Cafe de Paris).
Od razu zastrzegam, że sam szyld i jego wykonanie jest jak najbardziej na plus. Brak oczojebnych kolorków, estetyka jest na miejscu, corelowskie fonty nie wywołują odruchu obrzydzenia.

Rozumiem, że nie mogli napisać boulangerie, bo niewiele osób by zrozumiało. Równie niewiele osób zrozumiałoby napis "Fondée en 1978". Ale dlaczego do jasnej ciasnej napisali "Since 1978" zamiast chociażby "Od 1978" czy "Założona w 1978".
Anglicyzmy wdzierają się nawet na takie prawie francuskie szyldy. Szkoda.
A teraz już wiem, gdzie mieszka Herbertowski Pan Cogito!

czwartek, 17 grudnia 2009

"Na całej połaci śnieg"

Wstaję rano (no, takie "moje" rano), odbieram mejle. Mam wiadomość od Elise, koleżanki z pracy: Do Paryża też przyszła zima.
W rewanżu, wyskakuję na balkon w piżamie, trzaskam fotę i wysyłam
A potem jeszcze Szłorc przysyła zdjęcię z FDM.
Na całej połaci śnieg A.M.Jopek J.Przybora

wtorek, 15 grudnia 2009

Nieruchomości III

Na dzień dobry dostałem mandat na 100 zł i 1 pkt. karny. Pierwsze w życiu. Kfuck!

Potem pojechałem na rozmowę do agencji nieruchomości. Rozmawiałem z panią przez godzinę. A właściwie to ona mówiła. Zobaczymy. Ma zadzwonić. Warunki w miarę OK.

Po rozmowie pojechałem kupić książkę do księgarni PWN na ul. Wodnej. Dupa. Od 1 grudnia księgarnia przeniesiona na ul. Mielżyńskiego (w miejsce dawnej Kapitałki - tak dla wiadomości). Ale dzięki temu zauważyłem "nowy" (nowy dla mnie) punkt na mapie Poznania - Café de Paris.Podchodzę bliżejŁał! Myślę sobie - No nieźle. Wchodzę, uśmiecham się do panienki i pytam czy mają Leffe'a. Czy co mają? Twarz panienki przybiera kształt znaku zapytania. Takie piwo - belgijskie - bardzo dobre i bardzo popularne. Nie, nie mają. Popatrzyłem. Zapytałem się od kiedy funkcjonują. Od marca. A piwa mają od września (pewnie na studentów liczyli). Życzyłem powodzenia i wyszedłem.
Sukcesu im nie wróżę. Klimatu nie ma. Nie mogli się zdecydować na profil (paryska kawiarnia, a piwo belgijskie? - takie rzeczy tylko w Paryżu, no i nie mają Leffe'a). Panienka chyba po francusku to tylko "żetem" zna (a w sumie, szkoda, że nie zagaiłem po francusku). No i ostatnia rzecz - pisze się Café de Paris /kafe d pari/, a nie Cafe de Paris /kaf d pari/.

Po przeciwnej stronie jest mała Barcelona, ale oceny się nie podejmuję, bo z Barcelony najlepsze wspomnienie przywiozłem o ichnim lajtowym, limonkowym piwie, które ratowało w upały.A na rynku jarmark przedświateczny (ale dużo skromniejszy niż na La Defense).

piątek, 27 listopada 2009

A...

Paryż już pewnie świątecznie wystrojony...

środa, 21 października 2009

Powiatowy Urząd Bezrobocia, odc. 2

W POPRZEDNIM ODCINKU
Nasz bohater, nazwijmy go Pan Nikt, udaje się pierwszy raz w życiu do instytucji zwanej PUP-em. Idzie tam pełen wiary w możliwości instytucji i w ogóle w lepszą przyszłość, że nie będzie wojen, głodnych dzieci i kulawych psów.

Ustawia się w kolejce (całkiem krótkiej, aż się dziwi) do stanowiska zwanego Informacją. To tam dopiero dostaje przepustkę do okienek zwanych Rejestracją.
Niestety, naiwny młody człowiek, ma ze sobą tylko dowód osobisty, dyplom zagranicznej uczelni i dobre chęci. I popełnia pierwszy błąd - przyznaje się, że pracował na umowę zlecenie. Pani Informacja na szczęście zna swój zawód (by nie powiedzieć "powołanie") i tłumaczy, że:
a) takich dyplomów to oni nie chcą, niech przyniesie tłumaczenie,
b) jeżeli pracował, to niech przyniesie zaświadczenie z zakładu pracy.

KONIEC ODCINKA PIERWSZEGO

ODCINEK DRUGI

W którym nasz bohater ma już tłumaczenie przysięgłe zagranicznego dyplomu ukończenia studiów wyższych, ma zaświadczenie o pracy na umowę zlecenie. I nadal ma jeszcze dobre chęci.

Pan Nikt, jak każdy z klientów, znów ustawia się do stanowiska Informacja. Tym razem kolejka jest znacznie dłuższa, a ponieważ od rana pada, więc w pomieszczeniu czuć charakterystyczny zapach mokrych ludzi. Stoi i czeka. Inni również. W końcu dochodzi do stanowiska, siada, pokazuje dokumenty i uśmiech. Dostaje dwa oświadczenia do wypełnienia i podpisania i zostaje odesłany do upragnionej kolejki do stanowisk Rejestracja.

Stoi i czeka, bo kolejka jeszcze dłuższa. Ale trochę się przesuwa, więc po pewnym czasie siedzi i czeka. A po jeszcze pewniejszym czasie, gdy jedno stanowisko Rejestracja się uwalnia, nadchodzi jego kolej i podchodzi. Pokazuje uśmiech. Wyjmuje dokumenty. Na stanowisku Rejestracja przyjmuje Pani Magister Inspektór.
Ogląda dowód, świeżo wypełnione oświadczenia, zaświadczenie o pracy i tłumaczenie dyplomu. Po czym odzywa się tymi słowy: Nie wiem, czy będziemy mogli panu to uznać. Następnie zwraca się do koleżanki i pyta co robią z takimi przypadkami i czy się pytała Kogoś (nie pomnę imienia) o zagraniczne dyplomy. Nie, koleżanka nie pytała i nie wie co się robi, więc Pani Magister Inspektór wstaje i udaje się do Pani Kierownik. Pan Nikt siedzi i korzystając z wolnego czasu i braku Pani po przeciwnej stronie biurka, gasi uśmiech i rozmyśla. Rozmyśla nad obecnością Polski w Unii Europejskiej - czy to ma sens, że tam siedzimy, że mamy naszych europosłów, że rolnicy mają dopłaty bezpośrednie do hektara, a on - absolwent francuskiego uniwersytetu - nie może mówić w Polandii, że ma wyższe wykształcenie?

Po pewnym czasie Pani Magister Inspektór wraca i pyta się o szkołę średnią. Bohater odpowiada, że liceum ogólnokształcące i zostaje to zapisane - bezrobotny z wykształceniem średnim. A dyplom poczeka na radcę prawnego, który im powie czy można uznać, czy też nie.

Potem jeszcze pyta o język obcy, prawo jazdy. Nic poza tym jej nie interesowało.
Bohater zostaje zaklasyfikowany jako: pracownik biurowy, wykształcenie średnie.
I jeszcze wyznaczone zostaje następne spotkanie (za miesiąc).

KONIEC ODCINKA DRUGIEGO

CIĄG DALSZY prawdopodobnie NASTĄPI


O, i chyba znalazłem odpowiednią ilustrację widealną do tej sytuacji

czwartek, 1 października 2009

Vila-Matas cytuje Hemingwaya, ale jak to w powieści bywa (chociaż on nazywa swoją powieść "wykładem") nie ma przypisów, więc nie wiem skąd pochodzi ten cytat:

"Paryż nigdy nie ma końca i każdy, kto w nim mieszkał, ma inne wspomnienia. (...) Paryż zawsze był tego wart i otrzymywało się zapłatę za wszystko, co mu się przyniosło. I taki był Paryż w tych dawnych czasach, kiedy byliśmy bardzo biedni i bardzo szczęśliwi". [s. 28]

wtorek, 29 września 2009

bez tytułu

Pracy w agencji nie dostałem. Szkoda.
W Powiatowym Urzędzie Pracy mnie zbyli, bo dyplom nie był przetłumaczony i nie przyniosłem zaświadczeń, że w 2004 roku pracowałem na umowę zlecenie (po co ja głupi się przyznawałem?).

Ogólnie zimno się zrobiło i jak wracałem z PUP-u to zmokłem (rowerem pojechałem, bo go dzisiaj złożyłem). Namawiam brata, żeby w weekend na kajaki skoczyć, a jak się nie zdecyduje, to chociaż na grzyby pojadę.

EDIT:
A, i na deezer.com coraz więcej piosenek jest niedostępnych, prawie wszystkie moje playlisty są nieaktywne :/

Na pocieszenie wrzucam coś, co powinno być umieszczone w cyklu SDF (Stare Dobre Francuskie), ale jakoś nic się nie rzuciło na uszy ;)

środa, 23 września 2009

"Wszystko ma swój koniec, pomyślałem."

"Wszystko, oprócz Paryża, mówię sobie dzisiaj. Wszystko się kończy, oprócz Paryża, który nigdy nie ma końca, towarzyszy mi zawsze, prześladuje mnie, oznacza moją młodość. Gdziekolwiek jadę, jedzie razem ze mną, jest świętem, które idzie za mną trop w trop. Prędzej skończy się lato, które kiedyś się skończy. Prędzej zawali się świat, który kiedyś się zawali. Ale moja młodość, ale Paryż, nigdy nie będzie mieć końca. Groza"
[Enrique Vila-Matas, Paryż nigdy nie ma końca, Warszawa 2007, s. 15]

Właśnie zacząłem czytać. Być może jeszcze pojawią się tutaj cytaty z tej książki.

wtorek, 1 września 2009

Czy ociekasz paryskością?

Jesteś prawdziwym paryżaninem jeśli:
1. Uważasz, że 2000 euro to normalna cena za wynajem mieszkania trzypokojowego.
2. Uważasz, że powinno się dodatkowo opodatkować starsze osoby, które robią zakupy w godzinach szczytu. [yes! yes! yes!]
3. Łapiesz przynajmniej 50 sieci WiFi w swoim mieszkaniu.
4. Nie mówisz "dzień dobry" swoim sąsiadom, ale nie wahasz się rozmawiać z obcymi ludźmi w barze.
5. Przestawiasz mniej lub bardziej uprzejmie turystów na prawo na ruchomych schodach. [yes! yes! yes!]
6. Trąbisz nawet jeśli jest czerwone światło, bo... nigdy nie wiadomo.
7. Zasadniczo masz problemy z zasypianiem, ale jeśli jest cisza, to jest jeszcze gorzej.
8. Nigdy nie płynąłeś bateau-mouche, a na wieży Eiffel ostatni raz byłeś, kiedy miałeś 6 lat.
9. Według ciebie, najładniej jest, kiedy wysoko na niebie są wielkie białe chmury. [tego nie łapię]
10. Udaje ci się omijać psie kupy nawet na nie nie patrząc (no dobra, udaje się 99/100).
11. W swoim życiu widziałeś prawdopodobnie więcej gołębi niż ludzi. [trochę przesadzone]
12. Używasz velibów tylko od 23 do 6 rano, ponieważ wiesz, że używanie ich w dzień jest niebezpieczniejsze niż skoki na bungee.
13. Znasz na pamięć 300 stacji metra (a przynajmniej tak ci się wydaje).
14. Wiesz, że nigdy nie zapomnisz "titititit" bramek w metrze, nawet jeśli będziesz miał Alzheimera.
15. Uważasz, że na Placu Charles de Gaulle Etoile, to inni powinni hamować.
16. Powtarzasz, że masz szczęście mieszkać w najpiękniejszym mieście świata... zwłaszcza, kiedy jesteś przygnębiony.
17. To już jakieś 3 lub 4 lata, kiedy nie zostałeś w domu w piątek lub sobotę wieczorem.
18. Uważasz za punkt honoru znać wszystkie modne kluby i lokale w stolicy, nawet jeśli znasz tylko jakieś 20% (co i tak jest niezłym wynikiem).
19. Już nic cię nie zaskakuje: przeżyłeś już wszystko.

poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Koniec stażu II

Kolejny koniec stażu (poprzedni był w maju). Ponieważ ludzie są jeszcze na urlopach, to właściwie nikt mnie nie pożegnał. Ja zresztą też nie, bo jeszcze jutro pójdę do biura prywatę robić;).

A przy okazji dzisiaj się dowiedziałem ile kosztowały różne głupie reklamy, które dla nich robiłem. Yhhh. Wykorzystywanie stażysty!

sobota, 15 sierpnia 2009

Jeszcze miesiąc

Jeszcze miesiąc został.
Do końca sierpnia jestem na stażu.
W pierwszym tygodniu prezentuję projekt roczny (nad którym nadal siedzę).
15 września oficjalny koktajl na zakończenie studiów.
15 września rano muszę zdać pokój w akademiku.
Potem wracam do Polski. Nie wiem jeszcze na jak długo.

środa, 12 sierpnia 2009

Jak nas widzą

czyli o książkach (przewodnikach) o Polsce.

Błędy - rzecz ludzka, więc nad tym zdjęciem i opisem nie będę się pastwił.
W skrócie: w ramce napisane jest, że są to kutry w czasie odpływu na plaży. Sorrry, ale ileś tam razy byłem nad polskim morzem i nigdy nie widziałem odpływu/przypływu (co we Francji jest rzeczą całkiem pospolitą). Zonk dla wydawcy.

Nie będę się wymądrzał, zdjęcie zostało zrobione, czyli taki człowiek był. Ja nigdy nie widziałem takiego pielgrzyma. A ileś tam pielgrzymek w życiu widziałem i gościłem.
No i ostatnie zdjęcie. Megatendencyjne. Rzecz dzieje się najprawdopodobniej na Wschodzie (czyli w tej mojej nieszczęsnej Exotic Poland) - wskazuje na to piwo Leżajsk. Zwróćcie uwagę na nowe kalosze stojące po prawej stronie. Stwierdziłem, że nowy zakup trzeba było opić ;)
Nie chce mi się tłumaczyć całości, musi Wam wystarczy prawy dolny blok (tytuł podrozdziału: Ludność wiejska):
"Polacy doceniają wielkie zjazdy rodzinne, kiedy wiele dziesiątek rodziców się zbiera, aby jeść i pić przez 2 lub 3 dni. W takich okazjach wódka wysokoprocentowa leje się strumieniami. Brak tego trunku w czasie uroczystości byłby zresztą zinterpretowany jako brak gościnności lub oznaka ubóstwa gospodarzy. Wesela, jak tradycja nakazuje, powinny trwać przynajmniej 3 dni."

wtorek, 11 sierpnia 2009

Atrakcje parku Montsouris

Gdzie najlepiej uprawiać sport? - Na świeżym powietrzu.
Jak najlepiej uprawiać sport? - W towarzystwie.
W parku Montsouris mamy wszystko. Na dodatek animatorka i muzyka.

sobota, 8 sierpnia 2009

Canal de l'Ourcq

Świetna wycieczka z Elise i Christine. Co więcej - nie ja byłem organizatorem (ani pomysłodawcą). Chociaż to jak zwykle ja przygotowałem mapę itd.
A miałem iść do księgarni...Canal de l'Ourcq wiedzie z Paryża do Meaux (albo odwrotnie). Idealna trasa na rowerową wycieczkę, około 60 kilometrów. Co ciekawsze, przez większość trasy są znaki zakazu wjazdu dla rowerów - nie mamy pojęcia dlaczego.


Afficher ourcq sur une carte plus grande

piątek, 7 sierpnia 2009

Znów dużo pracy

Jestem już ósmy miesiąc na stażu w Nathanie. Kurczaki, przykro będzie ich opuścić.
Na zdjęciu przedwczorajszy piknik w parku CIUP-u.
Od kilku dni znów wziąłem się za pracę nad moim projektem rocznym (którego nie zrobiłem do końca czerwca), więc spędzam bardzo dużo czasu przed komputerem: 9-18h w pracy, potem kolacja w domu i znów siedzenie i poszukiwanie, pisanie, kopiowanie itd.

Na razie nie mam czasu przepisać reszty "wspomnień" z Bretanii, ale obiecuję, że to nastąpi.

Poza tym staram się również przyzwyczaić do myśli, że niedługo wracam do Polski...

wtorek, 21 lipca 2009

Tour de Bretagne

I jeszcze trochę dorzucam




czyli urlop w Bretanii.
Później będzie więcej.

Powoli więcej informacji
Tak (w dużym przybliżeniu) wyglądała nasza trasa. Na czerwono to co rowerem, a na niebiesko to co pociągiem. Dzisiaj podliczyłem - rowerem przejechaliśmy 433,5 km.

Afficher Tour de Bretagne 2009 sur une carte plus grande

czwartek, 16 lipca 2009

Tour de Bretagne (4)

Znów wyjechaliśmy z kempingu po jedenastej. Przejechaliśmy zaporę na Rance i skręciliśmy na północ do Dinard. Następnie przez Saint Lunaire pojechaliśmy w stronę Saint Briac. Tuż przed Saint Briac jest Garde Guerin i z tego właśnie miejsca chciałem pokazać Stefanowi dom Doatów. Wspięliśmy się zatem na wzgórze i zrobiliśmy kilka zdjęć.

Żeby zejść mieliśmy do wyboru dwie drogi, wybraliśmy tę szerszę (przedzierać się z rowerami między jeżynami to wcale nie jest taka łatwa sprawa). I kiedy tak schodziliśmy, oczom naszym ukazał się Francois - z pochodzenia Włoch, którego poznałem w 2005 roku, kiedy opiekowałem się małymi Doatami. Zaskoczenie było spore. On chyba jednak bardziej się zdziwił. Ja też, ale i tak zamierzałem go odwiedzić. Umówiłem się z nim, że podjedziemy ze Stefanem pod dom Doatów, a potem do niego wpadniemy. Tak też zrobiliśmy.

Wiedziałem, że Doatowie remontują i powiększają ich letnią rezydencję. I rzeczywiście - bardzo ładnie teraz wygląda, a duże przeszklone ściany zapewne dają piękny widok na morze.

U Francois zjedliśmy obiad, Stefan wypił pierwszy raz w życiu pastis, a potem podziękowaliśmy i pojechaliśmy do Minihic sur Rance, bo chciałem jeszcze odwiedzić dziadków Doatów. Dziadek Doat mnie nie poznał - w końcu widzieli mnie bardzo dawno temu i tylko kilka razy, babcia natomiast mnie poznała. Wypiliśmy u nich szklankę soku, a babcia w tym czasie opowiedziała mi, że Caro miała wypadek - spadła z konia i jest w gorsecie ortopedycznym i w ogóle nieciekawie - nie mogła wziąć udziału w konkursie, w którym w ubiegłym roku była mistrzynią Francji. Potem podziękowaliśmy za gościnę i ruszyliśmy w drogę - na południe, do Dinan, gdzie chcieliśmy dotrzeć przed pogorszeniem pogody, które nam zapowiedział i Francois i babcia Doat.

Dość długo jechaliśmy szosą, aż w końcu trafiliśmy na chemin de halage (ścieżka wzdłuż rzeki, którą kiedyś szły zwierzęta, które ciągnęły barki).

Ścieżką tą dojechaliśmy do samego Dinan (a właściwie portu Dinan, które jest nad rzeką, bo miasto jest na wzgórzu).

Akurat udało nam się w ostatniej chwili znaleźć informację turystyczną (pani już zamykała drzwi) i dała nam adres kempingu miejskiego. Zaraz też tam zadzwoniłem zapytać się czy są wolne miejsca - były, ale pani też już szła do domu, więc powiedziała, żebyśmy się rozbili, a zapłacimy następnego dnia rano. Na kempingu rozbiliśmy się z pomocą młotka od sąsiada z Niemiec - ziemia była bardzo ubita. Poczęstował nas również piwem.

Ku naszemu zdziwieniu, na wprost na zobaczyliśmy przed namiotem znajomą włoską parę. Okazało się, że poprzedniego dnia, w Saint Malo, również spali na tym samym polu co my (ale ponieważ tamto pole było naprawdę duże, więc się nie spotkaliśmy).

Po rozbiciu namiotu, wrzuciliśmy do niego wszystkie graty, zjedliśmy kolację i poszliśmy na obchód miasta i poszukiwanie dworca kolejowego. Bez rowerów, bo kemping jest tuż obok murów miejskich.

Miasteczko jest naprawdę ładne, ma klimat i zadbaną średniowieczną architekturę. O 21h15 dworzec już był zamknięty, a nikt nie pomyślał o tym, żeby rozkład pociągów wisiał również na zewnątrz. Mimo sokole wzroku, nie byłem w stanie w półmroku poczekalni i z oddali nic odczytać (w końcu mam sokoli, a nie sowi wzrok).
Wróciliśmy do namiotu i poszliśmy spać.

Przybliżony przebieg trasy (przejechaliśmy 55,712 km)

Agrandir le plan