Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polska. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 1 czerwca 2010

Zmiany, zmiany...

Nie przedłużyłem umowy o pracę, wyjechałem z Wrocławia.
Moim miastem jest teraz Gniezno.
Pracuję w fabryce mebli i mieszkam w akademiku ;)

Jestem efemerofitem...

piątek, 26 marca 2010

Wyjazd na Ślężę

Bardzo się zmęczyłem, ale też bardzo dumny jestem z siebie :)
Na Ślężę pojechałem rowerem (a właściwie do podnóża góry, bo na samą Ślężę rower wtaszczyłem).
Z Sobótki wróciłem autobusem.

wtorek, 2 marca 2010

Dawno nie pisałem

Bo i co tu pisać?
Jestem od dwóch tygodni we Wrocławiu. Mieszkam, pracuję. Jeżdżę na zajęcia do Łodzi (przez Konin).
Kiedy się przestawię na tryb "praca", to może w końcu zacznę wychodzić na miasto.
O pracy nie piszę, bo mi nie wolno. Zdjęć z pracy nie wrzucę, bo mi nie wolno. Namawiać znajomych na aplikowanie do mojej pracy - to mi wolno.

Wrocław. Na razie kojarzy mi się z wszechobecnymi śmieciami i pozimowym brudem. Mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej. Wszyscy tutejsi mówią mi "- Idź na rynek, idź na rynek". Ale kurczę - miasto to nie tylko rynek!

wtorek, 9 lutego 2010

Lans na Paryż

Lans na Paryż, czyli ciąg dalszy (już kiedyś opisałem Cafe de Paris).
Od razu zastrzegam, że sam szyld i jego wykonanie jest jak najbardziej na plus. Brak oczojebnych kolorków, estetyka jest na miejscu, corelowskie fonty nie wywołują odruchu obrzydzenia.

Rozumiem, że nie mogli napisać boulangerie, bo niewiele osób by zrozumiało. Równie niewiele osób zrozumiałoby napis "Fondée en 1978". Ale dlaczego do jasnej ciasnej napisali "Since 1978" zamiast chociażby "Od 1978" czy "Założona w 1978".
Anglicyzmy wdzierają się nawet na takie prawie francuskie szyldy. Szkoda.
A teraz już wiem, gdzie mieszka Herbertowski Pan Cogito!

poniedziałek, 8 lutego 2010

Muzyka łączy pokolenia


REPUBLIKA - Nie pytaj o Polskę
ELDO - Nie pytaj o nią

Cieszą dobre kontynuacje i nawiązania.

poniedziałek, 1 lutego 2010

środa, 27 stycznia 2010

Pierwiastek humanistyczny w żywiole IT

Poniedziałek‚ 11 stycznia 2010, godz. 17.16
Otrzymuję za pośrednictwem portalu GoldenLine.pl następującą wiadomość:


Środa, 13 stycznia 2010, godz. 15.22
Wysyłam swoje CV.

Środa, 13 stycznia, godz. 15.34

Otrzymuję telefon od rekruterki, umawiamy się na następny dzień na godz. 11.00 na dłuższą rozmowę.

Śšroda, 13 stycznia, godz. 15.54

Otrzymuję od rekruterki mejla z prośbą… o CV w języku angielskim, a w załączniku formularz techniczny dla kandydatów aplikujących do firmy IBM. Rozumiem tylko kilka słów z niego (m.in. Linux).

Niedziela/poniedziałek. Głęboka noc.
Wysyłam test znajomości Uniksa i CV w języku angielskim do rekruterki.

Poniedziałek, 18 stycznia, godz. 10.47
Otrzymuję mejl zwrotny z potwierdzeniem przyjęcia powyższych dokumentów.

Poniedziałek, 18 stycznia, godz. 16.20
Dostaję zaproszenie na rekrutację wraz z planem spotkania.

Środa, 20 stycznia, godz. 15.37
Dostaję od rekruterki prezentację .pps o firmie IBM.

Poniedziałek, 25 stycznia, godz. 9.08
Spóźniony wchodzę na prezentację IBM we Wrocławiu.
Zostają rozdane nam testy kompetencyjne z Uniksa i Windowsa. Po testach wychodzimy i mamy przyjść na 12.30. Pracownicy IBM-u w tym czasie sprawdzą testy.

Wracamy. Kolejna prezentacja. Tym razem centrum IBM-u w Brnie. Centrum wrocławskie ma działać na podobnych zasadach. Po tej prezentacji, pani nam podaje godziny, o których będziemy mieli rozmowy z menedżerami. Moja rozmowę ma być dopiero o 16.00, więc mam jeszcze trzy godziny.

Godzina 16.00. Czekam na menedżera. Przychodzi, zabiera mnie do innego pokoju. Rozmawiamy z pół godziny.

Wtorek, 26 stycznia, godz. około 12.00
Dzwoni rekruterka. Pyta jak poszły testy i rozmowa. Mówi, że w ciągu dwóch tygodni się odezwą.

Środa, 27 stycznia, godz. 16.42
Dzwoni rekruterka. Mówi, że dostałem pracę w IBM IDC Wrocław. Pytam, czy mogę zastanowić się :)
W domu awantura (chyba chcą się już mnie pozbyć;)). Dzwonię do brata. Oddzwaniam do rekruterki i mówię, że przyjmuję tę pracę.
Szukam pokoju we Wrocławiu.

czwartek, 14 stycznia 2010

W Polskę idziemy

Jakiś czas już ten blog prowadzę, więc nie pamiętam - być może ten utwór już się tutaj pojawił. Przezabawna piosenka, genialne wykonanie.

Chociaż ostatnio (tzn. kilka lat temu) Kazik też nieźle to zaśpiewał.

sobota, 9 stycznia 2010

czwartek, 17 grudnia 2009

"Na całej połaci śnieg"

Wstaję rano (no, takie "moje" rano), odbieram mejle. Mam wiadomość od Elise, koleżanki z pracy: Do Paryża też przyszła zima.
W rewanżu, wyskakuję na balkon w piżamie, trzaskam fotę i wysyłam
A potem jeszcze Szłorc przysyła zdjęcię z FDM.
Na całej połaci śnieg A.M.Jopek J.Przybora

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Idą święta

czyli:
Karpiu giń w imię tradycji!

sobota, 12 grudnia 2009

Studia w Łodzi

Zacznę od Łodzi.
Pierwszy raz od czasów liceum (kiedy pojechaliśmy całą klasą z wychowawcą na wystawę zdjęć National Geographic) odwiedziłem to miasto. Wjechałem od strony Zgierza. Nie wiem, może źle trafiłem, bo miasto absolutnie mnie nie zachwyciło. Prawda, Manufaktura robi dobre wrażenie, ale jest ono zupełnie zniszczone przez stan dróg w mieście - porażka! No i do tego dochodzą zaniedbane kamienice i syfiaste podwórka.

Studia podyplomowe.
Euh, to chyba nie jest rzecz, która mnie bardzo pasjonuje. Spodziewałem się czegoś innego. Ale jak się postaram, to dam radę i będę adminem Linuksa.

Komentarz wideło

wtorek, 24 listopada 2009

Nieruchomości II

Dzisiaj miałem drugą rozmowę w innym biurze pośrednictwa nieruchomości. Standard biura o wiele wyższy, panie właścicielki bardzo miłe. Warunki pracy niewiele, ale lepsze. Tylko teraz to ja czekam na telefon i wtedy dopiero będę mógł zdecydować czy biorę, czy też nie.

poniedziałek, 23 listopada 2009

Nieruchomości

Kuszą, kuszą.
Dzisiaj miałem jedną rozmowę i w sumie teraz zależy ode mnie czy przyjmę tę pracę (umowa zlecenie). A jutro rano mam następną rozmowę.

czwartek, 19 listopada 2009

A może agent nieruchomości?

W poniedziałek zaniosłem osobiście CV i LM do agencji nieruchomości. Nawet jeśli nie ma to lepszego przebicia niż aplikacja wysłana mejlem, to przynajmniej ja zobaczę na własne oczy miejsce pracy.
Dzisiaj zadzwoniła pani i zapytała czy możemy się jutro spotkać. Akurat dla mnie ten piątek to średnio, więc zaproponowałem przyszły tydzień. Umówiliśmy się na wtorek.

środa, 18 listopada 2009

Powiatowy Urząd Bezrobocia, odc. 3

W POPRZEDNIM ODCINKU
Nasz bohater - pan Nikt - rejestruje się jako bezrobotny w urzędzie. Są problemy z uznaniem dyplomu zagranicznej uczelni. Rejestrują go (tak mu mówią) jako "pracownika biurowego z wykształceniem średnim".

ODCINEK TRZECI
Po miesiącu pan Nikt stawia się w urzędzie, aby potwierdzić, że nadal nie zmienił się jego status. Dostaje wydruk ofert pracy. Nie znajduje nic dla siebie, bo nie jest brukarzem, sprzedawczynią, kierowcą ani księgową. Od pani na stanowisku dziesiątym (znacznie bardziej sympatyczna od tej z rejestracji) dowiaduje się, że nie jest wpisany nawet jako osoba z wyższym wykształceniem, ale z podstawowym - bo nie przyniósł świadectwa maturalnego. W adnotacjach nadal jest wpis, że ma dyplom zagranicznej uczelni.
Pan Nikt grzecznie pyta, czy wyjaśniła się sprawa, czy pan radca prawny coś zasugerował. Pani go odsyła do stanowisk Rejestracji. Żeby się do nich dostać trzeba swoje odczekać w kolejce do Informacji. Po czterdziestu minutach oczekiwania, bohater dostaje się przed oblicze pani z Informacji (ale niekoniecznie z informacjami). Wykłada ponownie swój przypadek i pyta czy coś się zmieniło. Pani z Informacji spogląda w jego akta na ekranie komputera i potwierdza, że nadal jest wpisane wykształcenie podstawowe, a w adnotacjach, że ma dyplom uczelni zagranicznej uznawany w Polsce. Ale dlaczego wpis w wykształceniu nie został zmieniony, to ona nie wie i chyba nie zamierza się dowiedzieć. Pan Nikt odchodzi od Informacji bez informacji. Prawdę mówiąc on też ma to gdzieś - wie, że o jego interesy najlepiej może zadbać tylko on sam.

Wieczorem, pan Nikt przegląda "Gazetę Wyborczą". Trafia na listy do redakcji. Jeden z nich szczególnie go zainteresował. Przeczytał i odetchnął z ulgą: - Nie jestem sam - pomyślał.

czwartek, 12 listopada 2009

Moje licealne miasto

czyli Jarocin.
Pojawiłem się w nim pierwszy raz od 3 lat (tak mi się wydaje, spotkanie klasowe w 2006 roku, porobiłem się;)). Trochę się zmieniło, ale w sumie niewiele. Przede wszystkim zmieniło się w moim wyobrażeniu. W ciągu czterdziestu minut przeszedłem je dwa razy wzdłuż i wszerz. Sprawdziłem czy istnieją jeszcze bary, do których uczęszczałem dziesięć lat temu. Większość istnieje. Nie wiem jakie teraz są w środku, bo nie wstępowałem. Raz, że byłem kierowcą, a dwa, że nie ma teraz tego towarzystwa, z którym spędzałem tam czas (i tu przy okazji pozdrawiam ekipę, z którą przesiedziałem pierwszą i drugą klasę w 10,5 oraz ekipę, z którą przesiedziałem czwartą klasę w Diabliku).

Dworzec kolejowy w Jarocinie. Jeden z ładniejszych jakie znam.
Żeby dostać się do miasta, trzeba przejść przez ten most nad torami (można również po torach, ale ryzykuje się mandat od sokistów). Most ten można zobaczyć w jednym z filmów o jarocińskim festiwalu.
Możemy wstąpić na pierwsze piwo lub pitę z surówką (dawno temu zwaną przez nas "pipą z gnojem"). Kiedyś Max znajdował się tylko w budynku po prawej. Teraz widzę, że przejął również kiosk, w którym mieściła się kolektura Totalizatora Sportowego, a także jeden budynek dalej (w prawo).PKS Jarocin. To tutaj przez cztery lata wsiadałem/wysiadałem do/z starego i śmierdzącego autobusu, aby udać się do szkoły/domu. Ten pan zaznaczony na czerwono znany mi jest z widzenia, tzn. 10 lat temu też jeździł pekaesem. Dom Kultury w Jarocinie. Widzę (chyba wtedy jeszcze tak się nie nazywał), że placyk przed nim został nazwany na cześć imprez, z której Jarocin słynie. I dobrze.Dziś Stajenka, a za moich czasów bar (pub?) Relaks, choć przez nas i tak zwany był "dziesięć i pół" (czy ktoś jeszcze pamięta to piwo?). W tym lokalu spędzałem większość wolnego czasu w pierwszej i drugiej klasie. Piwo i zrzutki na frytki :)Ratusz na rynku
Bar Diablik - nazwa bez zmian. W nim spędzałem wolny czas w czwartej klasie. Szklane blaty stolików i sympatyczna obsługa. Miejscówka najczęściej przy oknie, żeby można obserwować dziewczyny na rynku ;)
Pub Chicken - nazwa bez zmian. W nim też od czasu do czasu bywałem. Położony na uboczu, nie tak daleko od szkoły. Ale jakoś specjalnie zadomowiony w nim nie byłem.Obecnie Pub Jackpot, a za moich czasów Bar pod 13 (nr domu). Mój pierwszy jarociński bar i pierwsze piwo w tym mieście, jeszcze na nielegalu, bo wypite zaraz po egzaminie wstępnym (albo poznaniu wyników egzaminu?). Ogólnie niezła melina, powietrze od dymu gęste. W barze można było kupić papierosy na sztuki, a także (choć nie jestem na 100% pewien), tanie wino na szklanki (a może to w Róży było?).Może zastanawiacie się, gdzie spędzałem wolny czas w trzeciej klasie? Otóż w trzeciej klasie miałem tak plan lekcji dopasowany, że przyjeżdżałem prosto na lekcje, a po ich zakończeniu szedłem na dworzec PKS i wracałem do domu. Nie znaczy to oczywiście, że piwa nie było. Było, a jakże.

wtorek, 10 listopada 2009

Latające burki

czyli o polactwie i nie tylko.

Zamierzałem zrobić już to dawno, ale zawsze się przeciągało, bo albo pogoda nie taka, albo coś do zrobienia było. Dzisiaj w samo południe, mimo mglistej pogody i braku słońca, zebrałem się i ruszyłem rowerem do Szwajcarii i Hiszpanii.
Dojechałem do kilku domów, ale bez żadnych oznaczeń. Pani, która kręciła się po podwórku powiedziała mi, że jesteśmy w Szwajcarii, która kiedyś nazywała się Hiszpanią (a może odwrotnie?). Nie mam zdjęcia znaków z nazwą miejscowości, ponieważ ich nie było. Mam za to inne.Poza tymi śmieciami, których było znacznie więcej (był też "składzik" zużytych opon), chciałem napisać o psach, które biegają na wolności. I nie mam na myśli zdziczałych, bezpańskich psów, ale psy, które biegają w okolicach domostw - i to w tak niewielkiej odległości, że nie można ich zlikwidować (myśliwi mają takie prawo, ale nie pamiętam czy chodzi o 150 metrów czy więcej).
Biłem dzisiaj rekord prędkości uciekając przed takim rudym kundlem, który w kłębie sięgał mi do kolan. Żałowałem, że nie miałem żadnej pałki albo gazu pieprzowego. Poza tym zaskoczył mnie tym, że był w stanie biec za rowerem, który jechał 48km/h!
W sumie przejechałem 52 kilometry.

niedziela, 8 listopada 2009

Kult w Arenie

W ramach cyklicznej trasy koncertowej (tzw. Pomarańczowej trasy) Kult zawitał do Poznania. Koncert miał miejsce w Arenie (chyba największej hali widowiskowo-sportowej w grodzie Przemysła).

Koncert był rewelacyjny, zespół i Kazik w dobrej formie (a trochę obawiałem się czytając komentarze na GoldenLine.pl, że jakoby Kazik czasem się podchmielony pokazywał).
Bardzo podobała mi się całkiem długa solówka perkusisty.

Jedynie dwa zdarzenia zakłóciły koncert:
1) w trakcie czwartego utworu Kazik przerwał koncert, ponieważ barierki odgradzające publiczność od sceny się przesuwały i trzeba je było poprawić;
2) chyba pod koniec koncertu wysiadło nagłośnienie, ale dość szybko się z tym uporano.

Piosenka, bez której nie może się odbyć chyba żaden ich koncert, czyli Mieszkam w Polsce, została zagrana dopiero w bisach (tak samo jak dwa lata temu), ale wykonywał ją chyba jakiś facet z obsługi technicznej :) Kazik w tym czasie skakał po scenie, ale potem też dołączył.

Niestety, mój aparat ma już swoje lata, nie jest stworzony do kręcenia filmów, a i zbyt duże nagłośnienie wpłynęło na jakość dźwięku. Ale jeden kawałek wrzucam.

środa, 21 października 2009

Powiatowy Urząd Bezrobocia, odc. 2

W POPRZEDNIM ODCINKU
Nasz bohater, nazwijmy go Pan Nikt, udaje się pierwszy raz w życiu do instytucji zwanej PUP-em. Idzie tam pełen wiary w możliwości instytucji i w ogóle w lepszą przyszłość, że nie będzie wojen, głodnych dzieci i kulawych psów.

Ustawia się w kolejce (całkiem krótkiej, aż się dziwi) do stanowiska zwanego Informacją. To tam dopiero dostaje przepustkę do okienek zwanych Rejestracją.
Niestety, naiwny młody człowiek, ma ze sobą tylko dowód osobisty, dyplom zagranicznej uczelni i dobre chęci. I popełnia pierwszy błąd - przyznaje się, że pracował na umowę zlecenie. Pani Informacja na szczęście zna swój zawód (by nie powiedzieć "powołanie") i tłumaczy, że:
a) takich dyplomów to oni nie chcą, niech przyniesie tłumaczenie,
b) jeżeli pracował, to niech przyniesie zaświadczenie z zakładu pracy.

KONIEC ODCINKA PIERWSZEGO

ODCINEK DRUGI

W którym nasz bohater ma już tłumaczenie przysięgłe zagranicznego dyplomu ukończenia studiów wyższych, ma zaświadczenie o pracy na umowę zlecenie. I nadal ma jeszcze dobre chęci.

Pan Nikt, jak każdy z klientów, znów ustawia się do stanowiska Informacja. Tym razem kolejka jest znacznie dłuższa, a ponieważ od rana pada, więc w pomieszczeniu czuć charakterystyczny zapach mokrych ludzi. Stoi i czeka. Inni również. W końcu dochodzi do stanowiska, siada, pokazuje dokumenty i uśmiech. Dostaje dwa oświadczenia do wypełnienia i podpisania i zostaje odesłany do upragnionej kolejki do stanowisk Rejestracja.

Stoi i czeka, bo kolejka jeszcze dłuższa. Ale trochę się przesuwa, więc po pewnym czasie siedzi i czeka. A po jeszcze pewniejszym czasie, gdy jedno stanowisko Rejestracja się uwalnia, nadchodzi jego kolej i podchodzi. Pokazuje uśmiech. Wyjmuje dokumenty. Na stanowisku Rejestracja przyjmuje Pani Magister Inspektór.
Ogląda dowód, świeżo wypełnione oświadczenia, zaświadczenie o pracy i tłumaczenie dyplomu. Po czym odzywa się tymi słowy: Nie wiem, czy będziemy mogli panu to uznać. Następnie zwraca się do koleżanki i pyta co robią z takimi przypadkami i czy się pytała Kogoś (nie pomnę imienia) o zagraniczne dyplomy. Nie, koleżanka nie pytała i nie wie co się robi, więc Pani Magister Inspektór wstaje i udaje się do Pani Kierownik. Pan Nikt siedzi i korzystając z wolnego czasu i braku Pani po przeciwnej stronie biurka, gasi uśmiech i rozmyśla. Rozmyśla nad obecnością Polski w Unii Europejskiej - czy to ma sens, że tam siedzimy, że mamy naszych europosłów, że rolnicy mają dopłaty bezpośrednie do hektara, a on - absolwent francuskiego uniwersytetu - nie może mówić w Polandii, że ma wyższe wykształcenie?

Po pewnym czasie Pani Magister Inspektór wraca i pyta się o szkołę średnią. Bohater odpowiada, że liceum ogólnokształcące i zostaje to zapisane - bezrobotny z wykształceniem średnim. A dyplom poczeka na radcę prawnego, który im powie czy można uznać, czy też nie.

Potem jeszcze pyta o język obcy, prawo jazdy. Nic poza tym jej nie interesowało.
Bohater zostaje zaklasyfikowany jako: pracownik biurowy, wykształcenie średnie.
I jeszcze wyznaczone zostaje następne spotkanie (za miesiąc).

KONIEC ODCINKA DRUGIEGO

CIĄG DALSZY prawdopodobnie NASTĄPI


O, i chyba znalazłem odpowiednią ilustrację widealną do tej sytuacji