Wieczorem jeszcze skoczyłem do Decathlonu, a stamtąd (Decathlon koło Biblioteki Narodowej) poszedłem na Chatelet, gdzie chciałem iść na nowy film Clinta Eastwooda Gran Torino.
Kiedy tak szedłem nocą przez miasto z aparatem, znów poczułem się jak dwudziestotrzyletni Stanisław K., włóczący się nocą po Paryżu i robiący zdjęcia (zresztą, aparat nadal mam ten sam). Jak ten czas leci.
Las w środku miasta. Widoczne dwie wschodnie wieże Biblioteki Narodowej.
O filmie napiszę tylko tyle, że główny bohater nazywa się Walt Kowalski (już z tego jednego powodu warto zobaczyć), a po seansie sala nagrodziła oklaskami film (owacja, ale nie na stojąco). Jednym słowem - POLECAM!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz