"Tam gdzie gleba jest lekka, piaszczysta, rodzą się ludzie niewysocy, drobni, o skórze jasnej i suchej. Na pierwszy rzut oka wydają się jacyś nijacy, bez energii, ale oni są jak piasek - uparci, i potrafią przytrzymywać się życia tak samo, jak sosny trzymają się piasku, w którym rosną. To są ludzie nieufni, nie wierzą w to, co innym wydaje się stałe i pewne. Są ruchliwi i wszędobylscy, nie boją się dalekich podróży, dlatego często emigrują do innych krajów, bo mogą czuć się dobrze w wielu miejscach. Tak samo szybko przyzwyczajają się do nowego, jak i szybko zapominają to, co im się przydarzyło. Nie cierpią długo po nieszczęściach, zawodach miłosnych i stratach. Potrafią zwęszyć przyszłość, wiedzą, co się przydarzy. Mają tę wadę, że nie dotrzymują obietnic - wszystko wydaje im się przecież takie nietrwałe, takie zmienne. Ten, który obiecuje, nie jest już przecież tym samym, który dotrzymuje obietnic. Rodzi im się wiele dzieci, drobnych i jasnych jak oni sami. Te dzieci szybko dorastają i bez żalu opuszczają rodziców. Przysyłają potem kartki z pozdrowieniami na święta. Tacy ludzie nigdy nie tęsknią, zawsze ważniejsze dla nich to, co się dopiero wydarzy. To, co już było - ginie i znika.
Inni są ludzie, którzy rodzą się tam, gdzie jest wiele wody, na żyznych ziemiach pojezierzy, nad brzegami wielkich rzek. Ich ciała są delikatne, miękkie, wrażliwe, skóra ciemniejsza, z oliwkowym odcieniem, z niebieskimi żyłkami pod skórą, wilgotna i chłodna. Ręce i stopy im marzną, w młodości ich czoła pokrywają krostki, a włosy bywają tłuste. Ci ludzie przywiązani są do przeszłości, a przez to ostrożni i niechętni zmianom. Jakże łatwo ich urazić, jakże łatwo powiedzieć coś niewinnego, co jednak zapadnie im głęboko w pamięć i na zawsze tam zalegnie, rodząc uczucie, które żyje tak długo, jak żyje człowiek. Ich oczy są z natury skłonne do płaczu i nawet nie z żalu czy jakiejkolwiek przykrości, ale także ze wzruszenia i radości, Są ufni jak zwierzęta, dlatego zakochują się wcześnie i potem uczucie szybko przechodzi w przywiązanie na śmierć i życie. Ciała przyzwyczajają się do siebie, a dusze ze sobą zlewają jak dwie kałuże i wtedy nie trzeba używać ludzkiej mowy, żeby się porozumieć. Najbardziej nie lubią wszelkich podróży. Mówią, że wszędzie jest tak samo, że niewiele się zmienia, że lepiej siedzieć na swoim miejscu i oddychać swoim powietrzem, niż tułać się po najbardziej nawet ciekawych krainach. Kiedy w czasie wojen czy niepokojów tracą to swoje miejsce, niedługo potem umierają. Rodzą im się dzieci kłopotliwe, płaczliwe, do których trzeba wstawać w nocy i nosić je na rękach. Te dzieci nie chcą chodzić do szkoły, nie dlatego że są głupie, ale dlatego że przeraża je zgiełk i zamieszanie. Takie same są ich zwierzęta - spokojne i czułe. Krowy dają im dużo mleka, owce mają gęste runo, kury znoszą duże, ciężkie jajka. Domy budują na całe życie albo dla wielu pokoleń. Ich ściany są grube, a kształty przysadziste.
Są też ludzie urodzeni na kamienistej ziemi, na piaskowcach albo granitach. Ich skóra jest szorstka i twarda, tak samo jak mięśnie, jak kości. Włosy mają mocne, i zęby, a skórę na dłoniach i stopach twardą. Z wierzchu są twardzi i krzepcy, bo ich ciało staje się pancerzem. W środku mają wiele pustych przestrzeni, dlatego wszystko, co zobaczą i usłyszą, dźwięczy w nich jak w dzwonie. Niczego nie zapominają. Pamiętają prawie wszystkie dni, które przeżyli, smak każdej potrawy, każde słowo, które do nich wypowiedziano. Mogą się obejść bez ludzi, nie potrzebują ludzi, chociaż to ludzie potrzebują ich, bo są jak drogowskazy albo jak kamienie na miedzy ,które pokazują, gdzie coś się kończy, gdzie zaczyna, jaki jest kierunek drogi."
Olga Tokarczuk, Dom dzienny, dom nocny, Wałbrzych 1999, s 180-182.
Trochę się nad tym zastanawiałem. Nie pasuję do żadnego typu. Myślę, że to nie chodzi o ziemię na której się urodziliśmy, ale na której się wychowaliśmy (ewentualnie urodziliśmy i wychowaliśmy). Nieistotne - wg mnie - nie pasuję do żadnego z tych trzech typów.
A Wy, na jakiej glebie się urodziliście?
3 komentarze:
"Mam kilka lat. Siedze na parapecie,wokół mnie porozrzucane zabawki,przewrócone wieże z klocków,lalki o wytrzeszczonych oczach. W domu jest ciemno,powietrze w pokojach powoli się studzi,przygasa. Nikogo nie ma, odeszli,znikneli,słychac jeszcze odgłosy szurania,echa kroków i odległy śmiech. Za oknem-puste podwórze. Ciemność łagodnie spływa z nieba. Osiada na wszystkim jak czarna rosa. Najbardziej dotkliwy jest bezruch:gęsty,widzialny-zimny zmierzch i słabe światło sodowych lamp,grzęznące w mroku w odległości zaledwie metra od swego źródła. Nic się nie wydarza,marsz mroku ustaje przed drzwiami do domu,cały zgiełk ciemnienia ucicha,tworzy gęsty kożuch,jak na stygnącym mleku. Kontury budynków na tle nieba rozciągają się w nieskonczoność,tracą powoli ostre kąty,winkle,krawędzie.Gasnące światło zabiera z sobą powietrze-nie ma już czym oddychac. Mrok sączy się teraz przez skórę. Dźwięki zwinęły się w sobie,cofneły ślimacze oczy; orkiestra świata odeszła i przepadła w parku. Ten wieczór jest krańcem świata,wymacałam go przez przypadek w czasie zabawy,niechcący. Odkryłam,ponieważ zostawili mnie na chwilę samą,nie ustrzegli. Jest jasne że oto znalazłam się w pułapce,zamknięta. Mam kilka lat,siedzę na parapecie,patrzę na ostygłe podwórze. Zgaszono już światła w szkolnej kuchni,wszyscy odeszli. Betonowe płyty podwórka nasiąkły mrokiem i znikneły. Pozamykane drzwi,opuszczone klapy,zasunięte rolety. Chciałabym wyjść ale nie ma dokąd. Tylko moja obecność nabiera wyraźnych konturów,które drżą,falują i to boli. W jednej chwili odkrywam prawde:nic się już nie da zrobić - jestem.''
Olga Tokarczuk "Bieguni" pierwsze storny..
takie długie opisy to ja na ogół pomijam;)
jak możesz?!;p
Prześlij komentarz