Cytat pochodzi ze zbioru opowiadań Na lądach i morzach Zbigniewa Kruszyńskiego, wyd. W.A.B., Warszawa 1999.
"Niekiedy, wracając z biura późnym wieczorem lub nocą, bo pracy jest coraz więcej, zachodzę przed wystawę dużej księgarni przy głównej arterii. Staję, kontempluję okładki. Pomińmy typografię, lubującą się w czcionkach nieczytelnych, jakby zaczerpniętych z innego alfabetu. Zastanawiam się jednak, co mogą mieć do powiedzenia autorzy, a jeszcze bardziej - komu. My w jednym dowolnym sklepie sprzedajemy więcej egzemplarzy czegokolwiek, niż u nich wynoszą całe nakłady, i tak w lwiej części nie upłynnione, zalegające w hurtowni. A przecież w myśl nowoczesnej teorii dzieła nic ono nie znaczy, dopóki czytelnik nie dopełni go własną treścią. (Zrozumiałem to już po swym pierwszym tomie.) Gdzie jest czytelnik? Gdyby zwrócono się do nas, niewykluczone, że potrafilibyśmy go znaleźć i pomnożyć. Gdyby zlecono nam redakcję tekstu, oczyścilibyśmy go ze zbędnych ornamentów, retoryki, zawiłości stylu, tak aby przemówił do czytelnika. Okładki także zaprojektowalibyśmy lepiej. A teraz jest za późno - piętrzą się na regałach jak Wieża Babel albo leżą pokotem na stołach. Tomy hermetycznych wierszy, zgrzebnych, zbędnych, które nie wytrzymałyby próby chromalinowej (a nie czasem cromalinowej? - przyp. SK). (Ostatnio wprawdzie zauważyłem, że zaczynamy wprowadzać pewien porządek także i do księgarni, w której coraz częściej pojawiają się serie bestsellerów i przy kasie obowiązuje hierarchia.)"
[s. 146-147]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz