poniedziałek, 31 marca 2008
18 = 6%
Zdjęcie (zgodnie z kodeksem o prawie autorskim i prawa pokrewnych nie muszę prosić o pozwolenie na publikację architekta Grande Arche, ponieważ nie ona jest tu najważniejsza a całe La Defense). Autorem zdjęcia jestem oczywiście ja. Czas powstania: czerwiec 2006.
Wzorowane na spowiedzi Katipe
Wg Wirtualnej Polski kolor oczu u mężczyzny mówi o jego prawdomówności i wrażliwości na piękno:
"Kolor błękitny - esteta, idealista, honorowy, czasami zbyt uległy, bywa egoistyczny, ale przeważnie kieruje się w życiu moralnymi zasadami, rzadko, ale zdarza się skłonność do nałogów i hazardu. "
Ja pozostawiam to bez komentarza, ale może ktoś (kto mnie lepiej zna i czyta ten blog) skomentuje?
ad 2. Potrafię gotować. A dokładniej piec. Lubię piec ciasta i mięsa. Ostatnim moim przebojem jest quiche lorraine. Poza tym pyszne ciasto z brzoskwiniami (lub morelami) i wiórkami kokosowymi na wierzchu. Murzynek średnio mi wychodzi. Jeśli chodzi o mięso, to przede wszystkim udka drobiowe, a także łopatka wieprzowa. Bywa również, że robię kuskus z mięsem i warzywami. Najsłabiej w kuchni czuję się jeśli mam zrobić zupę.
Tutaj również, ktoś ,kto miał okazję jeść moje potrawy, może się wypowiedzieć.
ad 3. Nie przypominam sobie żadnych doświadczeń w tym stylu.
ad 4. Bardzo lubię tańczyć. Muzyka nie jest aż tak istotna. Ważniejsze jest towarzystwo i atmosfera (oraz ilość spożytego alkoholu, bo trudno mi przełamać nieśmiałość).
ad 5. Nie mam słabości do śpiewających gitarzystów. Mam słabość do kobiet.
ad 6. Nigdy jakoś nie chciałem mieć młodszego (czy po prostu więcej) rodzeństwa. To, które mam (starsza siostra i starszy brat) mi w zupełności wystarcza. Nie potrafię sobie wyobrazić mojego życia bez nich. Jedynak - nie, to odpada. I mam nadzieję, że będę miał również więcej niż jedno dziecko.
A jeśli chodzi o imię. Kiedy byłem mały to bardzo, ale to bardzo nie lubiłem swojego imienia. Wszyscy mieli "normalne" (teraz wiem na czym ta normalność polegała: pospolite, często spotykane) imiona, a ja miałem takie passé imię. Potem już się przyzwyczaiłem. A teraz je bardzo lubię i nie wyobrażam sobie, że mógłbym mieć na imię jak połowa mojego rocznika, czyli Piotr (albo Marek, Michał czy cokolwiek). Nawet moje drugie imię mi się podoba, ale bardziej we francuskim brzmieniu.
7. Idea spowiedzi. Przestałem chodzić do spowiedzi już kilka lat temu, a od tego roku stwierdziłem również, że przestaję chodzić do kościoła. Więc będzie problem, jeśli ktoś poprosi mnie o zostanie ojcem chrzestnym jego dziecka. Rodzice chrzestni powinni wspierać w wychowaniu katolickim, a ja się do tego nie nadaję. Mam za dużo wątpliwości.
Odejście od wspólnoty Kościoła wynika przede wszystkim z rozbieżności między moim i jego światopoglądem. Mam na myśli przede wszystkim kwestię eutanazji, zapłodnienia in vitro i aborcji (te trzy rzeczy poruszę w następnych postach może). Przynależność do jednej wspólnoty razem z rodziną Radia Maryja to inna sprawa.
Za późno
niedziela, 30 marca 2008
"Oprócz błękitnego nieba"
"Oprócz błękitnego nieba
Nic mi dzisiaj nie potrzeba [2x]
Oprócz drogi szerokiej
Oprócz góry wysokiej
Oprócz kawałka chleba
Oprócz błękitu nieba
Oprócz słońca złotego
Oprócz wiatru mocnego
Oprócz błękitnego nieba..."
[Z tym mocnym wiatrem to bym nie przesadzał, ale wiatr w plecy jest mile widziany. Niestety jakoś tak się dzieje, że zawsze w twarz wieje.]
Tak się trochę nostalgicznie zrobiło. Dobry nastrój, żeby posłuchać Golden Life i piosenki Oprócz błękitnego nieba.
sobota, 29 marca 2008
Międzynarodowa Konferencja Naukowa
Większość badaczy poświęciła się badaniu pierwszego środka (również brałem udział w tych pracach). Natomiast grupa naukowców włoskich badała ten drugi specyfik. Szybko jednak wycofali się z badań, ponieważ po pewnym czasie nie byli już w stanie przeprowadzić dokładnych pomiarów. Grupa pierwsza zmagała się z zagadnieniem do późnych godzin nocnych (ostatni raz, kiedy spojrzałem na telefon, wyświetlacz wskazywał chyba 3h30). Potem przyszedł pan Quebec (?) i powiedział, że nie powinniśmy poświęcać naszego zdrowia dla dobra nauki, więc rozeszliśmy się do swoich pokojów.
Fot. Jeden z reprezentantów polskiej nauki. (W goglach ochronnych, bo higiena i bezpieczeństwo pracy przede wszystkim, a środki z którymi pracował mogą spowodować uszkodzenia ciała).
Fot. Aparatura pomiarowa z laboratorium Włochów.
Fot. W trakcie przygotowywania preparatów do badań, które należy dobrze wymieszać. Trzeba dbać o jakość badań nawet z tak skromnymi środkami finansowymi, jakimi dysponują młodzi naukowcy.
czwartek, 27 marca 2008
Nośniki tradycyjne kontra cyfrowe
W związku z tym podzielę się z Wami tym, co przedwczoraj przeczytałem.
"La bibliothèque cantonale et universitaire de Lausanne a fait du calcul : la durée de vie d'un texte est inversement proportionnelle à la place qu'il occupe sur son support. Ainsi, une tablette d'argile utilisée en Perse vers -2000 ^accueille^ 5 signes (caractère ou espace) par centimètre carré, et a une durée de vie de 10 000 ans. A l'inverse, un DVD du XXIe siècle peut héberger 500 millions de signes/cm2, pour une durée de dix ans. Quelque part entre les deux, on trouve le livre imrimé sur du papier chiffon, au XVIe siècle : 15 signes/cm2 pour une durée de vie de 500 ans."
[źródło: "Directmatin", wtorek 25 marca 2008, s. 14]
Czyli:
Biblioteka kantonalna i uniwersytecka w Lozannie przeprowadziła obliczenia: długość życia tekstu jest odwrotnie proporcjonalna do miejsca, które on zajmuje na swoim nośniku. Zatem, gliniana tabliczka używana w Persji około 2000 lat p.n.e. mieści 5 znaków (liter i spacji) na centymetrze kwadratowym, a długość życia to 10 000 lat [nie wiem jak to obliczyli, bo dla mnie to są 4 tys. lat na razie - SK]. Na odwrót, DVD z XXI wieku może pomieścić 500 milionów znaków/cm2 na 10 lat. Gdzieś między tymi dwoma znajduje się książka drukowana na papierze czerpanym z XVI wieku: 15 znaków/cm2 i długość życia 500 lat.
A w ogóle to w artykule (całym, bo tutaj tylko fragment zamieściłem) mowa była również o tym, że potrafimy odczytać teksty napisane 5 000 lat temu, a nie potrafimy odczytać (otworzyć) pierwszego e-maila wysłanego raptem 30 lat temu.
wtorek, 25 marca 2008
Globalizacja a sprawa grecka
Siedzę sobie we Francji, piję francuskie (? - znak zapytania, bo Francuzi bardzo lubią podkreślać francuskie pochodzenie produktu, a tutaj nie znalazłem takiej informacji. To, że mleczarnia jest francuska nic nie znaczy - mleko może pochodzić z Chin. Coś długa się ta dygresja zrobiła.) mleko, a czyje zdrowie piję? Drzew, które będą rosły w Grecji.
"Solidarne mleko / 1 drzewo dla Grecji / Po niszczycielskich pożarach latem 2007, pomóżmy Grecji posadzić oliwki, symbol pokoju i nadziei."
Na boku kartonu:
"Durant l'été 2007, la Grèce a du faire dace à l'une des plus grandes catastrophes naturelles de son histoire. En quelques semaines partaient en fumée 260 000 hectares, soit l'équivalent d'un tiers de la surface de la Corse et 4 millions d'oliviers." [Latem 2007, Grecja musiała stawić czoła jednej z największych katastrof naturalnych w swej historii. W kilka tygodni przeminęło z dymem 260 000 hektarów, czyli ekwiwalent 1/3 powierzchni Korsyki, i 4 miliony drzewek oliwnych.]
Mój komentarz.
Jeśli dobrze pamiętam, nie była to do końca taka katastrofa naturalna. Tereny, na których rosły oliwki (i inne drzewa) były podpalane. Najprawdopodobniej na zlecenie deweloperów. Należy wiedzieć, że boom budowlany miał także miejsce w Grecji. Ziemia stała się coraz droższa, a nie przybywało jej. Więc postanowili oczyścić teren z drzew, aby mogły powstać tam działki budowlane.
Grecy nie od dziś mają problemy z drzewami. W starożytności górzysta Grecja była dość obficie porośnięta lasami. Niestety intensywne wycinanie i wypas kóz na tych terenach skutecznie zniszczył naturalne lasy. A w miarę znikania lasów, ziemia jałowiała i kółko się zamknęło. Oprócz oliwek nic więcej już nie chciało rosnąć.
Jeśli się mylę, proszę, sprostujcie to, co napisałem.
poniedziałek, 24 marca 2008
To tu, to tam
Gdzie zostały zrobione te zdjęcia? Dla ułatwienia dodam, że wszystkie trzy miejsca są w Krainie Podziemnej Pomarańczy.
P.B. - Ty wiesz, więc siedź cicho! ;P
Może (jeśli dożyję) na emeryturze będę tam częściej bywał.
Fastoche ! (= łatwizna). Paradoksalnie, kiedy jestem w tym mieście, to rzadko bywam na tym placu. Podobnie teraz. Jestem w Torcy i okolicach od prawie 6 miesięcy, a pod Wieżą (tą Wieżą) byłem raptem trzy razy.
Tak, tak. Prawdziwemu rowerzyście żadne warunki atmosferyczne nie przeszkadzają ;)
Zresztą - nie ma (prawie) nic przyjemniejszego niż pchać/ciągnąć rower przez zaspy śnieżne.
Tutaj i tak nikt (oprócz mnie) nie jest w stanie zlokalizować miejsca. Zdjęcie poza konkursem.
niedziela, 23 marca 2008
Tagi: niedziela, cały dzień, rozmyślania nad raportem ze stażu
A na czwartek muszę mieć gotowy już szkic.
Dupa.
sobota, 22 marca 2008
Tagi: sobota, wieczór, piwo, filmowo, Torcy
Film 1
"Ensemble, c'est tout" - nie był zły, ale spodziewałem się czegoś lepszego.
Zwiastun filmu.
Film 2
"Les poupées russes" - już sporo czasu minęło od ostatniego obejrzenia. Nadal świetny. Niedługo przyjdzie pora obejrzeć ponownie "L'auberge espagnole" i tym razem pewnie będę płakał jak bohaterowie na końcu filmu :/
Takie typowe pytania w pewnym wieku.
Tagi: piątek, wieczór, piwo, koncert, Paryż
Podziękowania dla:
E.Z. - za organizację,
I.N. - za obecność,
A.H. - za sponsoring (następnym razem ja!).
PS Chyba zacznę leczyć swój egocentryzm.
czwartek, 20 marca 2008
Reklamy
Reklama firmy odzieżowej House (zdjęcie zrobione na przystanku autobusowym Piątkowska)
Bulwersująca? Raczej nie.
A teraz reklama sklepów francuskich z materacami
Muszę tutaj dodać, że istnieje też wersja hetero tej reklamy.
A we francuskim radio ciągle wczoraj mówili o naszym (no moim raczej nie, ja na niego nie głosowałem) prezydencie /lesz katschinski/, że na jakimś spotkaniu puszczał gejowski film (chyba ze ślubu jakichś dwóch amerykańskich homoseksualistów). Ciekawe co jego brat na to?
On nam robi reklamę w iście holywoodzkim stylu - "Nie ważne jak on nas mówią, ważne, że mówią". Co za koleś...
wtorek, 18 marca 2008
Printemps du Cinéma
Poniedziałek: "Sans plus attendre" z Jackiem Nicholsonem i Morganem Freemanem.
Pytanie filmu: Jak wykorzystać ostatnie miesiące przed śmiercią (czyli właściwie: Jak przeżyć życie)?
Wtorek: "Soyez sympa rembobinez".
Taki sobie. Jest parę momentów zabawnych (np. remake "Ghostbusters"). Poza tym żadna rewelaja.
"Bienvenue chez les Cht'is"
Film jest po prostu z a j e b i c h ' t i ! Cała sala kulała się przez prawie 2 godziny ze śmiechu. I ja też, choć nie wszystkie teksty zrozumiałem.
Proszę, oto trzy fragmenty z tego filmu:
niedziela, 16 marca 2008
Wieczór pokerowy
Tutaj pozwolę sobie podziękować A. i E. za organizację tego wieczoru.
Były natomiast gitary, tańce (sirtaki i polonez) oraz śpiew (na szczęście nie w moim wykonaniu, bo moje umiejętności wokalne stoją poniżej wszelkiego poziomu).
Nie obyło się oczywiście bez alkoholu :]
I na koniec pamiątkowa fota (niestety, E. i A. stoją z drugiej strony obiektywu).
[Nie rozpowszechniam wizerunku osób, bez ich pozwolenia, zatem zamazałem twarze.]
A na przyszłość, żeby sirtaki nam lepiej wychodziło ;)
piątek, 14 marca 2008
Pierwszy tydzień drugiego semestru...
Już wiem, że będzie ciężko. Pomijam tutaj kwestię transkrypcji fonetycznej i pisania pracy magisterskiej. Wystarczy, że pomyślę sobie o tym, co muszę tutaj przygotować na studia. A są to:
- raport ze stażu (20 stron maszynopisu - 2000 znaków/str.). Ale to nie ma być sam tekst. Do tego dochodzą ilustracje, szata graficzna, cała koncepcja jak będzie wyglądał raport. Pani, z którą mamy zajęcia ze składu komputerowego, przyniosła nam kilka raportów, które wykonali jej studenci ze szkoły Estienne - o jessu, klękam.
- projekt na zajęcia z prawa. Wyobrażamy sobie, że jesteśmy dyrektorem wydawniczym w jakimś wydawnictwie. Przychodzi do nas autor z koncepcją serii wydawniczej. A my już zajmujemy się całą resztą. Ze względu na tematykę zajęć, mamy skupić się głównie na obsłudze prawnej, tj. prawa autorskie i pokrewne, zabezpieczenia różnego rodzaju itd.
- projekt na zajęcia z marketingu i managementu. Tak skomplikowane, że nie umiem tego na polski przełożyć. A na koniec jeszcze nam zrobi partiel :/
O innych przyjemnościach czekających mnie w tym semestrze, dowiem się zapewne w przyszłym tygodniu.
Pierwszy pomysł na stronę tytułową (jeszcze nie wiem jakiej czcionki użyję, na uczelni i na prywatnym komputerze niekoniecznie mamy te same fonty).
środa, 12 marca 2008
poniedziałek, 10 marca 2008
Studencki barek
Warto być uczciwym (Polakiem)
Zamówiliśmy 3 piwa, siedzimy, pijemy, gadamy, słuchamy. Nadeszła pora, aby wrócić do siebie. Podchodzę do baru i chcę płacić.
- Ile płacę? - pytam.
- 12 euros - pada odpowiedź. Daję banknot 20 euro, barman wydaje mi resztę i wracam do stolika. Tutaj patrzę na pieniądze w garści i widzę, że wydał mi 5, 2, 2 i 1 euro (razem 10 euro). Wracam do baru i tłumaczę facetowi, że mi wydał za dużo. Wszyscy spojrzeli na mnie co najmniej z zaskoczeniem. Ale nic, facet wziął 2 euro i spoko. Wracam do stolika, a po drodze dziewczyna się mnie pyta skąd jestem. "Je suis polonais" (Jestem Polakiem) mówię. No oczywiście ona mówi, że też jest Polką z pochodzenia. Turzyńska czy jakoś tak się nazywała jej rodzina (ale sama po polsku już nie mówi). Dotarłem do stolika, dziewczyny już się ubierają, ja też wciągam kurtkę i kierujemy się do wyjścia. A tutaj zatrzymuje nas barman, stawia 3 kieliszki na kontuarze i nalewa do nich wódki. Ja mówię, że nie piję wódki. Ale dziewczyny wypiły bez mrugnięcia okiem, barman wypija"mój" kieliszek i ludzie siedzący przy barze mówią "Na zdrowie". Hm, całkiem sympatycznie to wyszło. Wyszliśmy.
Zamierzamy tam wrócić, zwłaszcza, że piwo w przystępnej cenie (0,5l/4 euro).
niedziela, 9 marca 2008
W Krainie Podziemnej Pomarańczy
29 lutego
Koniec stażu. Spontaniczne wyjście do baru w Vincennes. Delikatne piwkowanie ;) Do domu dotarłem o 2h00, a miałem się spakować przed wyjazdem.
1 marca
Pobudka o 7h00. Zmywanie, sprzątanie, pakowanie. Nawet nie mam z czego zrobić sobie kanapek na podróż. Ale E.Z. nie zawodzi. Przygotowała mi pyszne kanapki. Dzięki :)
O 12.15 jesteśmy w bazie Polki Service. O 14h00 wyjeżdżamy z Paryża na wschód.
2 marca
O 7h30 jesteśmy w Poznaniu. Zimno, wieje i pada. Porażka. O 10h30 ląduje w Koninie i maszeruję do rodziców. 6 butelek Lecha Premium już na mnie czekało :] Niestety, nie były w lodówce i ja też musiałem trochę poczekać.
3 marca
Fryzjer. Nareszcie wyglądam jak człowiek. Wieczorem jadę do Poznania. Tylko brat wie, że jestem w Polsce. Po drodze w Żabce kupuję browary. Niestety P.B. zmył się i nici z niespodzianki. Poszedłem do W.B. i spółki. Tutaj zaskoczenie się udało. Piwkujemy, a kiedy skończyło się to co przyniosłem, idziemy do Liroya i uzupełniamy zapasy. Piwkujemy i oglądamy "Testosteron". No, obleci, ale spodziewałem się czegoś lepszego.
4 marca
Wizyta na uczelni u Pani Koordynator. Krótka spowiedź i prośba o wskazanie drogi na najbliższe miesiące. Ogólnie na plus.
O 19h00 wizyta u ortopedy. Nic się nie dowiedziałem. Dostałem tylko skierowanie na pole magnetyczne.
O 20h00 wracam do domu i umawiam się z S.R. na "Lejdis" w Cinema City o 21h00.
Film tych samych autorów co "Testosteron", ale ze 3 razy lepszy.
Dziś piwkowania nie było :/
5 marca
Niebieskim rowerem przez ulice mego miasta mknę.
Wizyta na uczelni u Pani Prodziekan ds. studenckich. Trochę optymizmem mnie natchnęła. Żeby jeszcze zapał się znalazł, to będzie dobrze.
Po południu spotykam się z A.S., jedno piwko, drugie piwko i czas się skończył. Wracam na Piątkowo, po drodze odwiedzam P.K.
O 18h00 docieram do mieszkania. Chowam rower, jem małe co nieco i zbieram się.
O 20h00 piwo z H. Już drugi raz tego samego dnia piję w Szwejku. Trzy piwa i grzecznie do domu nocnym tramwajem.
6 marca
Uuu. Wykorzystuję dni na maksa. Piszę do M.S. Starzeje się chyba. Na piwie się ze mną nie spotka, ale na spaghetti w Piccolo tak. No dobrze, może być spaghetti. A potem do pubu. Ja piwo, a M.S. herbatę. Nie wierze własnym oczom. Potem jeszcze gorzej - idzie do czytelni! Matko, co się z tymi ludźmi dzieje, kiedy mnie nie ma w Polsce.
Wracam do Konina. Niech rodzice też się trochę mną nacieszą.
7 marca
Szukam fajek, wódki i piwa. Kupuję wszystko. Nie można jechać do Francji z pustymi rękoma.
8 marca
Powrót.
W Niemczech przechwytują nas celnicy. Pierwszy raz w życiu mam za dużo trefnego towaru i pierwszy raz w życiu jestem kontrolowany przez celników. Na szczęście jeden karton fajek dałem współpasażerce, więc luzik.
9 marca
O 13h00 docieram na Pl. de la Concorde. Ok. 14h00 jestem w akademiku.
E.Z. pisze do mnie czy mam ochotę wyjść wieczorem do baru na koncert jakiegoś zespoliku.
Jak się to wyjście zakończyło, napisałem w następnym poście.